czwartek, 14 marca 2013

02. Wypuść mnie

Siedziałam tam. W cichym, białym pokoju od jakichś 10 minut. Kiedy stąd wyjdę? Kiedy moi rodzice zaczną mnie szukać? Kto wie, czy w ogóle będą? Może powiedzą "o, patrz, już więcej nie musimy się z nią męczyć, huuura!". Mogę sobie nawet wyobrazić minę mojej mamy, kiedy zda sobie sprawę, że już nigdy nie wrócę do domu. Najprawdopodobniej będzie zadowolona, że nie ma mnie na głowie. Taaak, dokładnie tak będzie.   
 Nagle przyszło mi coś do głowy.. A co jeśli dupek mnie zabije? Co jeśli robi te straszne rzeczy, które kolesie jak oni, robią dziewczynom takim jak ja? O Boże... Ze zdenerwowania przeszły mnie dreszcze. Nie mogę tego zrobić. Muszę się stąd wydostać. Ale wciąż nie wiem jak... 
 Drzwi otworzyły się z hukiem i trzech ludzi weszło do środka. Pierwszy był średniego wzrostu, miał brązowe włosy i przenikliwe, niebieskookie spojrzenie. Następny miał niechlujne blond włosy i brązowe oczy. I ostatni, ten mały pedał, który się ze mną obściskiwał.
-Cześć Leila – powiedział chłopak z niebieskimi oczami uśmiechając się do mnie.
-Nazywam się Lyra – powiedziałam oschle.
-Whoa, ktoś tu się denerwuje – powiedział cofając się. 
-Możecie mnie wypuścić? Dlaczego ja w ogóle tu.. - mówiłam ignorując jego słowa.
-Nie możemy, śliczna. Teraz jesteś z nami. - niebieskooki powiedział. - Czy ona nie jest seksowna? - wyszeptał w ich stronę powodując, że rumieniec wkradł się na moje policzki.  Przytaknęli mu. -A co jeśli, to ja ją chcę, Justin? To ja jestem tym, który ją znalazł – wciąż ten sam chłopak mówił. Ahaa.. czyli chłopak, który sobie ze mną pogrywał, miał na imię Justin. Hmm..
-Czy ja kurwa nie mówię wyraźnie, Brandon? Ona jest moja – powiedział, popychając go mocno w klatkę piersiową.
-Znalazłem ją, dostaję ją – Brandon również uderzył go w klatę.
-Ona jest Justina, Brandon – najwyższy z nich się odezwał.
-Przepraszam – powiedziałam grzecznie, przerywając ich rozmowę. Wszyscy od razu na mnie spojrzeli. - Taak, jestem niczyja – powiedziałam jasno.
-Zadziorna.. Lubię takie. - odezwał się Justin zagryzając swoje usta.
-Spierdalaj – zareagowałam złością. 
-Słuchaj, suko, chcesz się uwolnić od tych lin? To skończ z tymi swoim pierdolonymi odzywkami. - odpowiedział klękając na moim poziomie.

-Obiecujesz? - warknęłam obrażona, nie wiedząc czy nie wciska mi jakiegoś gówna.
-Tak, ponieważ mogę. Jestem Justin Bieber i robię co mi się kurwa podoba.
Dwaj chłopcy wyszli z pokoju zostawiając nas samych. Nie, nie zostawiajcie nas tu. Wywróciłam oczami i nic nie powiedziałam. Nie ma sensu się z nim kłócić, bo jak widać, to oczywiste, że nie ma zamiaru mnie puścić. 
-Proszę, wypuść mnie.. Zrobię wszystko. Proszę.. - zaczęłam delikatnie błagać przy czym mój głos się załamywał.
 Zaśmiał się, na ten swój szatański sposób. 
-Wybacz, kochanie. Nie pozwolę Ci opuścić tego domu beze mnie. 
- Więc co? Będziesz mnie tu trzymał przywiązaną już zawsze?
-Aaa, więc ty chcesz wydostać się od lin? -zapytał, krzyżując ręce, z delikatnym uśmiechem na twarzy. 
-Tak jest, kapitanie. Ranią mi nadgarstki i jest mi bardzo niewygodnie.
 
Zastanawiał się nad tym. Mogę to stwierdzić, po wyrazie jego twarzy. 

-Odwiążę cię z tych lin, ale spróbuj jakichkolwiek sztuczek, a tego pożałujesz. - zagroził i był przy tym całkowicie poważny. Spoliczkował mnie – wyobraźmy sobie co się stanie, jeśli zrobię coś gorszego niż tamto. 
Szybko pokiwałam głową. Uśmiechnął się, a wtedy zdałam sobie jak pociągający jest. Obszedł krzesło i zaczął mnie odwiązywać, po chwili moje ręce były już wolne. Po tym przeniósł się do moich kostek i ściągnął liny. Ucieszyłam się, że w końcu mogę się ruszyć z tego głupiego krzesła.
 
-Więc kochanie.. Jak już teraz cię uwolniłem to mam parę pomysłów co możemy robić – powiedział zacierając dłonie. Spojrzałam na niego pytająco zanim zostałam popchnięta na łóżko. Odciągnął mnie za nadgarstki i zaczął mocno całować. Włożył mi swój język prawie do samego gardła. Starałam się wyrwać, ale był za silny. Wciąż mnie trzymał. A na dodatek leżał na mnie. Jego usta przeniosły się na szyję. Zassał moją skórę, a ja wciąż próbowałam się odgonić od niego. Gdy przestał mnie ssać, lekko odsunął usta od szyi i wymamrotał -Przestań się ruszać - i wrócił do swojej wcześniejszej czynności.
 
-Co ty robisz?! Puść mnie, Justin! - nie słuchał mnie. Ugryzł mnie, przez co wydałam cichy jęk z siebie. Kiedy nareszcie skończył, zaśmiał się i spojrzał na mnie.

-Podobało ci się, prawda shawty? - uśmiechnął się.
Pokręciłam głową, a on dotknął mnie w to miejsce, gdzie przed chwilą znajdywały się jego usta.

-Co ty mi zrobiłeś? - zapytałam pocierając szyję. 
-Malinkę.. Będę się z tobą tak dobrze bawił... - powiedział tym swoim zachrypniętym głosem, wciąż na mnie leżąc i podtrzymując się na łokciach.

-Co jest z tobą ku-kurde nie tak? - nie wytrzymałam już. 
-Kochanie, jest wiele rzeczy "nie tak" ze mną. Po prostu chcę się troszkę zabawić. Czy to przestępstwo? - zrobił smutną minę, a ja spojrzałam na niego z pogardą.

-Zabawą nazywasz zmuszanie dziewczyn, do robienia takich rzeczy? - zapytałam patrząc w górę, w jego orzechowe oczy.
Pokiwał głową i wywrócił oczami.
-Jesteś chory – skwitowałam.
-Chory w znaczeniu podniecający? - uśmiechnął się.
-Nie! - krzyknęłam, kręcąc głową.
-Cóż.. ja myślę, że ty mnie całkiem podniecasz.. – spojrzał w moje oczy. Ja nie miałam zamiaru tego robić, więc odwróciłam wzrok bez słowa. Poczułam, że się rumienię, a wtedy on zaczął chichotać.

-JUSTIN! Ten facet chce z tobą pogadać, wisi na linii. Powiedział, że nie mógł dziś przynieść tych pieniędzy – jedne z członków jego grupy krzyczał po drugiej stronie drzwi. Spojrzałam na Justina, wpadał w furie.
Przeniosłam wzrok na jego dłonie, które zacisnął w pięści.
–Żartujesz sobie kurwa ze mnie, prawda? – odkrzyknął.

-Nie, stary.  On nie żartuje. Mówi coś, że ma dzieci, które wracają do szkoły i nie ma wystarczająco kasy na ten moment, żeby zapłacić. 
Czułam jak złość wychodzi z jego ciała. 

–Naszykuj mi pistolet. Już idę –odpowiedział, po czym przycisnął swoje usta do moich na trochę dłużej niż się tego spodziewałam. –Mały skurwiel myśli, że może płacić kiedy mu się żywnie podoba, tak? – wymamrotał. –Zaraz wracam –zatrzasnął za sobą drzwi.
Wytarłam usta po naszym ostatnim pocałunku i zaczęłam się trząść.
 On nie jest tylko porywaczem. On jest mordercą. Muszę się stąd wydostać.


===

Jeśli chcesz być informowany o nowych notkach zostaw komentarz z nickiem z twittera lub po prostu napisz mi to na moim twiterze :)
oryginał.

12 komentarzy: