sobota, 7 grudnia 2013
poniedziałek, 20 maja 2013
11. Skrępowana
-Więc
to jest ten pokój? -spytał Alex wskazując na jedno z okien na
wydrukowanym planie niebieskiego domu, który najwyraźniej jutro
okradamy. To nic takiego...
-Taa.. -Derek przeciągnął to tak jakby się nad czymś bardzo zastanawiał. -Musimy tylko rozgryźć jak mamy się dostać do tego pokoju bez złapania przez ochronę. Korytarze są najprawdopodobniej nimi przepełnione. Nie ma jak się tam wślizgnąć.
-Taa.. -Derek przeciągnął to tak jakby się nad czymś bardzo zastanawiał. -Musimy tylko rozgryźć jak mamy się dostać do tego pokoju bez złapania przez ochronę. Korytarze są najprawdopodobniej nimi przepełnione. Nie ma jak się tam wślizgnąć.
-Czy to są
szyby wentylacyjne? -odezwał się Justin wskazując na prostokątne
rzeczy wydrukowane na papierze.
Derek spojrzał na nie uważnie.
-Wydaję mi się, że tak.
Derek spojrzał na nie uważnie.
-Wydaję mi się, że tak.
-Myślisz,
że są bezpieczne?
-Może.. -powiedział obojętnie.
-Może.. -powiedział obojętnie.
-Cóż.. Co
jeśli Lyra, Alexis i Marcie wkradłyby się szybami..-Justin wskazał
palcem na jeden z prostokątów i przejechał nim trasę do drzwi,
przy których powinniśmy się znaleźć. -I udałyby się do drzwi,
kiedy ja i chłopaki będziemy uważnie obserwować korytarzowych
goryli?
Derek
uśmiechał się coraz szerzej.
-To jest
genialne! -zawołał wciąż nad tym myśląc. -Ale na pewno mają
tam kamery, od razu was zobaczą.
-Dlatego właśnie mamy Alexis -powiedział Justin kładąc jej dłoń na ramieniu. -Wkradnie się do pokoju ochrony i odwróci uwagę znajdujących się tam mężczyzn.
-Dlatego właśnie mamy Alexis -powiedział Justin kładąc jej dłoń na ramieniu. -Wkradnie się do pokoju ochrony i odwróci uwagę znajdujących się tam mężczyzn.
-Idealnie! Jak wtedy gdy rozproszyła facetów w Chicago na złoty medal!
-krzyknął uśmiechnięty Brandon.
-Cóż,
jestem dobrą przeszkadzajką -powiedziała uśmiechając się
łagodnie.
Zaśmiałam
się lekko.
-Więc mamy
plan! -podsumował Derek klaszcząc parę razy w dłonie, po czym
nerwowo się uśmiechnął, gdy spojrzał na nas wszystkich. -Możecie
już iść. Tylko Justin, nie rozmawiaj z Marcie -dodał biorąc swój
telefon.
-A
dlaczego? -spytał.
-Ponieważ
powiedziała "jeśli usłyszę ten popierdolony głos głupiego
Justina mówiący do mnie, poderżnę mu gardło". Więc jeśli
chcesz być żywy, to na twoim miejscu bym się do niej nie odzywał
-przypomniał mu.
Zwęziłam
oczy patrząc na nich. Co jest z tą Marcie?
-Możecie już iść -ponownie wypraszał nas ze swojego pokoju.
Wstaliśmy z krzeseł i zanim Justin mógł cokolwiek powiedzieć Derek już rozmawiał z kimś przez telefon.
Chłopak złapał moją dłoń i razem wyszliśmy z pokoju.
-Możecie już iść -ponownie wypraszał nas ze swojego pokoju.
Wstaliśmy z krzeseł i zanim Justin mógł cokolwiek powiedzieć Derek już rozmawiał z kimś przez telefon.
Chłopak złapał moją dłoń i razem wyszliśmy z pokoju.
-Kim jest
Marcie? -wyszeptałam do niego, gdy szliśmy odebrać Braydona.
-Dziewczyną,
z którą umówiłem się parę razy -odszeptał. -Jest razem z nami
zamieszana w ten mały plan -moje usta lekko się otworzyły. -Nie
tknie cię, bez obaw. Nie pozwolę jej -złożył soczystego całusa
na moim policzku po czym schylił się i wziął Braydona od faceta,
który się nim zajmował.
Wyszliśmy
z budynku i wsiedliśmy do auta, po czym wyjechaliśmy na drogę.
-Myślisz,
że ten plan rzeczywiście zadziała? -Alex spytał Justina i
Brandona.
-Miejmy
nadzieję -odpowiedział spokojnie Justin.
Kiedy w
końcu dotarliśmy do hotelu rozeszliśmy się do pokoi przygotować
się na karnawał, na który najwidoczniej się wybieramy. Alex i
Brandon zapowiedzieli już, że będą mieć oko na Braydona, kiedy
ja i Justin będziemy "poznawać" się nawzajem. Osobiście
uważam, że jest to głupi pomysł, ponieważ nie chcę poznawać
tego kretyna.
Oplótł
ramię wokół mojej talii, kiedy weszliśmy na teren karnawału
przeciskając się przez tłum ludzi.
-Więc,
powiedz mi coś o sobie Lyra -uśmiechnął się kupując nam watę
cukrową. -Po pierwsze, ile masz lat?
To smutne,
mieszka ze mną od paru dni, a nawet nie wie ile mam lat.
-Osiemnaście.
We wrześniu skończę 19 -starałam się być miła. -A
ty?
-Dwadzieścia -powiedział krótko przed oddaniem mi waty.
Spacerowaliśmy rozmawiając i rozmawiając. Dowiedziałam się, że jego rodzice zmarli, kiedy miał tylko 14 lat, potem zamieszkał wraz z Alexem i Brandonem. Wiem już również że urodziny ma 4 marca. Wiem również, że jego ulubiony kolor to fioletowy, ulubione jedzenie to spaghetti i że nienawidzi, gdy ludzie go zaczepiają.
-Dwadzieścia -powiedział krótko przed oddaniem mi waty.
Spacerowaliśmy rozmawiając i rozmawiając. Dowiedziałam się, że jego rodzice zmarli, kiedy miał tylko 14 lat, potem zamieszkał wraz z Alexem i Brandonem. Wiem już również że urodziny ma 4 marca. Wiem również, że jego ulubiony kolor to fioletowy, ulubione jedzenie to spaghetti i że nienawidzi, gdy ludzie go zaczepiają.
-Chodźmy
na tą kolejkę! -krzyknął.
Wyglądał
jak podekscytowane małe dziecko co było jedną z
najsłodszych rzeczy jakie widziałam, to muszę przyznać.
Zaśmiałam
się.
-Zarąbiście!
Kolejka do wymiocin...
Od razu się uśmiechnął i splótł nasze palce.
Od razu się uśmiechnął i splótł nasze palce.
-Nie
zwymiotujesz kochanie.
-Skąd możesz wiedzieć? -uniosłam brwi.
-Skąd możesz wiedzieć? -uniosłam brwi.
Słodko
wzruszył ramionami.
-Po prostu wiem.
-Po prostu wiem.
Zaczął
iść na przód ciągnąc mnie za dłoń w kierunku rollercoastera.
To była
ogromna kolejka, tyle wam mogę powiedzieć.
Jęknęłam, gdy staliśmy w kolejce po bilet.
-Nie wierzę, że zmuszasz mnie żebym to zrobiła.
Złapałam moje włosy w luźnego kucyka opierając się o małą barierkę wydzielającą kolejkę.
-Nie zmuszam cie do tego. Możesz po prostu odejść -uśmiechnął się.
Jęknęłam, gdy staliśmy w kolejce po bilet.
-Nie wierzę, że zmuszasz mnie żebym to zrobiła.
Złapałam moje włosy w luźnego kucyka opierając się o małą barierkę wydzielającą kolejkę.
-Nie zmuszam cie do tego. Możesz po prostu odejść -uśmiechnął się.
-Nie ulega
wątpliwości to, że jednak byś mnie złapał -mrugnęłam. -Nie
pozwoliłbyś mi nigdzie odejść.
Zaśmiał
się tonem, jakby załapał o co mi chodzi.
-Widzisz? Zaczynamy już siebie poznawać kochanie -trącił mnie lekko łokciem.
Zrobił dzióbek z ust i pochylił się naprzód złączając nasze usta. Dla niego było to tylko cmoknięcie, ale dla mnie - czułam, że to było więcej niż to.
Jego ramię osunęło się na moją talię, gdy wciąż staliśmy w kolejce. Gdy posuwaliśmy się do przodu ludzie zaczęli się nam przyglądać, chociaż nie jestem tego pewna. To były dziewczyny, myślę, że miały zupełnie inny powód, żeby na ''nas'' patrzeć.
Patrząc na Justina: Cholera, chciałabym go przelecieć.
Patrząc na mnie: Ble, co za brzydka dziwka.
-Widzisz? Zaczynamy już siebie poznawać kochanie -trącił mnie lekko łokciem.
Zrobił dzióbek z ust i pochylił się naprzód złączając nasze usta. Dla niego było to tylko cmoknięcie, ale dla mnie - czułam, że to było więcej niż to.
Jego ramię osunęło się na moją talię, gdy wciąż staliśmy w kolejce. Gdy posuwaliśmy się do przodu ludzie zaczęli się nam przyglądać, chociaż nie jestem tego pewna. To były dziewczyny, myślę, że miały zupełnie inny powód, żeby na ''nas'' patrzeć.
Patrząc na Justina: Cholera, chciałabym go przelecieć.
Patrząc na mnie: Ble, co za brzydka dziwka.
Zaczęłam
się czuć skrępowana, gdy wciąż na mnie dziwnie patrzyły.
Spojrzałam w inną stronę, starając się najbardziej jak tylko
mogłam nie zwracać na to uwagi. Jedyne słowa wypowiedziane przez
jedną z dziewczyn, które usłyszałam brzmiały "gruba dupa, a
myśli, że jest ładna". To mnie złamało. Uderzyły we mnie
wspomnienia ciężkie jak tona cegieł.
Te same słowa.. jesteś
gruba.. jesteś brzydka..
Justin spojrzał na mnie lekko przestraszony, gdy moje serce zaczęło bardzo szybko bić.
-Wszystko dobrze? -spytał mnie nie mając pojecie o tym co dziewczyny szeptały.
Pokiwałam nie parząc mu w oczy. W te piękne, diabelskie, orzechowe oczy, przez które nie mogę kłamać, gdy tylko na nie spojrzę...
Justin spojrzał na mnie lekko przestraszony, gdy moje serce zaczęło bardzo szybko bić.
-Wszystko dobrze? -spytał mnie nie mając pojecie o tym co dziewczyny szeptały.
Pokiwałam nie parząc mu w oczy. W te piękne, diabelskie, orzechowe oczy, przez które nie mogę kłamać, gdy tylko na nie spojrzę...
Szybko
obrócił się całym ciałem w moją stronę i zdjął moje dłonie,
którymi trzymałam się twarzy. Podszedł bliżej, starając się,
abym na niego spojrzała, ale nie mogłam.
-Kochanie, co się dzieje?
Nic nie mówiłam. On mi tego nie ułatwiał.
Słyszałam szepty dziewczyn głośniej niż ich niepodśmiewanie. Wreszcie Justina spojrzał w tym samym kierunku co ja. Patrzył tam i wydawało się jakby przysłuchiwał się temu o czym mówią.
Przeniósł wzrok z powrotem na mnie, ale ja nie chciałam na niego patrzeć.
-Naprawdę słuchasz się tych dziewczyn? -spytał mnie.
Kolejka się ruszyła i poszliśmy trochę do przodu, a ja wciąż nie odpowiedziałam na jego pytanie, bo nie wiedziałam jak.
-Nie jesteś gruba, Lyra. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
-Kochanie, co się dzieje?
Nic nie mówiłam. On mi tego nie ułatwiał.
Słyszałam szepty dziewczyn głośniej niż ich niepodśmiewanie. Wreszcie Justina spojrzał w tym samym kierunku co ja. Patrzył tam i wydawało się jakby przysłuchiwał się temu o czym mówią.
Przeniósł wzrok z powrotem na mnie, ale ja nie chciałam na niego patrzeć.
-Naprawdę słuchasz się tych dziewczyn? -spytał mnie.
Kolejka się ruszyła i poszliśmy trochę do przodu, a ja wciąż nie odpowiedziałam na jego pytanie, bo nie wiedziałam jak.
-Nie jesteś gruba, Lyra. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
-Justin,
nie musisz mówić takich rzeczy, żeby sprawić, żebym poczuła się
lepiej...
Przyłożył dłoń do moich ust.
-Przez te dni, które mnie znasz, nie zorientowałaś się jeszcze, że nie jestem kłamcą?
Przyłożył dłoń do moich ust.
-Przez te dni, które mnie znasz, nie zorientowałaś się jeszcze, że nie jestem kłamcą?
-Tak,
ale..
-Żadnych ale. Cokolwiek bym nie powiedział, to właśnie to miałem kurwa na myśli -powiedział spokojnie.
Uśmiechnął się po czym pocałował mnie w policzek. Złapał mnie za biodra, przysunął bliżej siebie i zaczął delikatnie całować w usta przed szepczącymi dziewczynami.
Jego dłoń powoli oplotła moją i obydwoje obróciliśmy się do dziewczyn stojących naprzeciwko nas.
-No i co się tak patrzycie? Miejcie pewność, że będziemy to robić częściej, biorąc pod uwagę, że patrzycie się na mnie i moją dziewczynę już przynajmniej z 10 minut, skończycie wreszcie? -uśmiechnął się unosząc brwi. One również się uśmiechnęły, ale żadna z nich się nie odezwała. -Taak, tak myślałem -urwał. -Dziwki -wymamrotał tak żebym tylko ja mogła to usłyszeć.
Zaśmiałam się, a on pocałował mnie w policzek dalej trzymając mnie mocno za rękę.
Czy mogę stwierdzić, że on był dziś dobry człowiekiem?
Albo inaczej, czy to jest rzeczywiście Justin czy ja śnie?
-Żadnych ale. Cokolwiek bym nie powiedział, to właśnie to miałem kurwa na myśli -powiedział spokojnie.
Uśmiechnął się po czym pocałował mnie w policzek. Złapał mnie za biodra, przysunął bliżej siebie i zaczął delikatnie całować w usta przed szepczącymi dziewczynami.
Jego dłoń powoli oplotła moją i obydwoje obróciliśmy się do dziewczyn stojących naprzeciwko nas.
-No i co się tak patrzycie? Miejcie pewność, że będziemy to robić częściej, biorąc pod uwagę, że patrzycie się na mnie i moją dziewczynę już przynajmniej z 10 minut, skończycie wreszcie? -uśmiechnął się unosząc brwi. One również się uśmiechnęły, ale żadna z nich się nie odezwała. -Taak, tak myślałem -urwał. -Dziwki -wymamrotał tak żebym tylko ja mogła to usłyszeć.
Zaśmiałam się, a on pocałował mnie w policzek dalej trzymając mnie mocno za rękę.
Czy mogę stwierdzić, że on był dziś dobry człowiekiem?
Albo inaczej, czy to jest rzeczywiście Justin czy ja śnie?
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
10. To za dużo dla mojego planu..
Leżałam na łóżku czekając, aż ktoś przyjdzie. Brandon wyszedł zaraz po tym jak powiedział mi, że Justin jest graczem i oboje nie wracali już od jakieś godziny czy dwóch. Zanim wyszedł wyraźnie powiedział, że mam nie opuszczać hotelowego pokoju, a ja naprawdę nie mam ochoty, by Justin mnie spoliczkował.
Wydaje się być osobą, która umawia się z dziewczynami i łamie ich serca zaraz po tym. Bolało mnie, gdy o tym myślałam.
Ale co Brandon miał na myśli mówiąc, że pogrywa z umysłami tych dziewczyn? Znaczy, że kiedy nazwał mnie piękną i sposób w jaki to powiedział sprawił, że pozwoliłam mu robić ze mną co tylko do cholery chciał.
Nie wróży to nic dobrego biorąc pod uwagę, że jest on kryminalistą.
I szczerze nie czułam nic do Justina, tak jak wcześniej. Jest dupkiem. Nie jestem dziewczyną, która zakochuje się w chłopaku, który ją bije i nie okazuje jej żadnego szacunku. To najgłupsza rzecz jaką można zrobić, poważnie.
Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi przez co szybko znalazłam się w pozycji siedzącej. Patrzyłam jak Justin wchodził, zamknął za sobą drzwi i nic nie powiedział.
-Gdzie byłeś? –spytałam
-Co? -odpowiedział pytaniem na pytanie podczas zdejmowania butów.
-Nie było cię jakieś dwie godziny –powiedziałam.
-Oh.. –nie czuł się w ogóle winny. –Byłem zajęty, to tyle.
Uniosłam brwi nie kupując jego wymówki. Nie dowiedziałam się wszystkiego o Justinie przez te kilka dni podczas których mieszkałam z nim, ale ten sposób, w który mówi sprawia, że chcę zadać mu wiele pytań.
Smutne jest to, że on NIENAWIDZI, gdy go wypytuję.
Skoczył na wolną stronę łóżka i wziął pilot ze stolika nocnego nim włączył telewizor. Mierzyłam go wzrokiem od góry do dołu. Jego włosy były w większym nieładzie niż wcześniej, a spodnie tak samo jak i koszulka były pogniecione. Pochyliłam się bardziej w jego stronę i poczułam, że pachnie perfumami.
Damskimi perfumami.
Spojrzał na mnie kątem oka włączając telegazetę.
-Co robisz? –spytał głupio.
-Czemu pachniesz damskimi perfumami? –zapytałam go ze skrzyżowanymi rękami.
-Pieściłem się z jakąś dziewczyną, która mieszka parę drzwi dalej –mówił pewnie nie przejmując się tym patrzył w telewizor.
Moje usta się otworzyły i natychmiast stałam się smutna. Zdezorientowana.. robił coś ze mną, praktycznie palcował mnie, a wtedy wyszedł i zrobił to z inną dziewczyną?
Milczałam. Położyłam się na poduszce odsuwając ciało jak najdalej od niego. Spojrzałam w bok i zaczęłam się modlić o wydostanie się stąd. Myślałam, że może.. ten plan z nasłaniem na nich glin mógłby wypalić.
Mam nadzieję, mam taką nadzieję...
___
-Obudź się śpioszku –usłyszałam głos po czym ciepłe usta dotknęły mojego czoła.
Na wpół przytomnie otworzyłam zaspane oczy i zobaczyłam uśmiechającego się do mnie Justina. Ziewnęłam i zaczęłam się podnosić rozciągając.
-Czemu mnie budzisz? –zapytałam go z ponownie zachrypniętym głosem.
-Mamy dziś dużo do roboty. Nie chcę żebyś na cały dzień utknęła w tym pokoju –odpowiedział rozglądając się po pomieszczeniu po czym ponownie spojrzał na mnie.
Wydawał się być w dobrym humorze.
Praktycznie wykorzystuje mnie, gdy chce mieć dziewczynę u swojego boku. Potem wychodzi i robi to z innymi tak jak to zrobił ostatnim razem.
Nauczyłam się, że gdy udajesz, że cię coś nie obchodzi to to dostajesz. Więc od teraz zamierzam tak robić. Udawać, że mnie nie obchodzi.
Uśmiechnęłam się lekko zanim dałam mu buziaka w usta.
-Masz dziś dobry nastrój.
-Kochanie jestem w dobrym nastroju ponieważ ty i ja idziemy na ten karnawał z kolejkami. Chcę spędzić z tobą czas, bo nie znam cię za dobrze –mówił wymownie.
Wybaczcie mi, kiedy będę się śmiać. HAHAHA.
Uśmiechnęłam się wciąż udając.
-To takie słodkie -położyłam dłonie na jego policzkach.
-Oh, ale najpierw musimy iść do naszego szefa i z nim pogadać z jakąś godzinę czy dwie i wtedy możemy wyjść. Dobrze? -uśmiechnął się zanim pocałował mnie delikatnie w policzek.
-Dobrze -przytaknęłam.
Wstał i podszedł do drzwi.
-Zaraz wracam kochanie. Muszę wziąć Braydona z pokoju Alexa -wyszedł zamykając drzwi za sobą.
Westchnęłam zmieszana po czym wzruszyłam ramionami i podeszłam do małej lodówki żeby wziąć moje leki i butelkę wody. Umieściłam tabletkę w buzi po czym wzięłam spory łyk chłodnej wody.
Chwilę później drzwi się otworzyły i weszli przez nie Braydon z tatą.
Justin zamknął drzwi za nimi, a jego syn biegł w moją stronę.
-Lyra! -krzyknął oplatając ręce wokół mojej nogi.
-Braydon! -uśmiechnęłam się i przytuliłam go.
-To takie dziwne, bo jesteś jedyną dziewczyną, którą on w ogóle lubi -odezwał się Justin krzywiąc brew.
-Cóż, skoro nic o mnie nie wiesz, to tu masz pewien fakt, niańczyłam moich małych kuzynów od lat, a oni mnie kochali -uśmiechnęłam się do niego.
-Więc jesteś towarzyską osobą? -odpowiedział uśmiechem i skrzyżował ręce.
-No, tak myślę. Tylko nie dodawaj do listy moich rodziców, oni mnie nienawidzą -przyznałam kiwając głową.
Justin wydawał się nad czymś zastanawiać, ale zignorowałam to skupiając się na Braydonie.
-Lyra, twój głos nie jest już tak straszny!
-Wiem. Dzięki Bogu, prawda? -zażartowałam. -Nie sądzę, że chcesz mieszkać z Darth Vaderem -Braydon zaczął się histerycznie śmiać.
Uwielbiam gdy dzieci uważają takie drobne rzeczy za zabawne.
Przejechałam palcami po jego włosach zanim pobiegł do swojej małej torby po, prawdopodobnie, grę.
-Wiesz, że jeśli jesteś dobra w kontaktach z ludźmi to to będzie dobre dla naszej pracy?
Moja twarz się zaczerwieniła.
-Co masz na myśli?
Podszedł bliżej przyciągając mnie do siebie za biodra przez co znajdowałam się tylko kilka centymetrów od jego ciała.
-Mam na myśli, że możesz pomóc nam w paru zadaniach, które wymagają bycia wygadanym -wyszeptał prawdopodobnie nie chcąc by Braydon to słyszał.
Zmarszczyłam brwi patrząc na niego.
-Na przykład?
-Wiesz, zadajesz wiele pytań -przyznał chichocząc.
Zdziwiło mnie, że nie zostałam spoliczkowana za zadanie pytania biorąc pod uwagę, że NIENAWIDZIŁ, gdy o coś pytałam.
-Rozumiem -powiedziałam pewnym głosem.
Zaśmiał się po czym pocałował delikatnie moje usta.
-Idź się naszykuj, żebyśmy mogli wyjść -powiedział do mnie.
Przytaknęłam i zrobiłam to co powiedział
___
-Nie mogę uwierzyć, że mam to na sobie -powiedziałam próbując obniżyć choć odrobinę moją spódniczkę.
-Witaj w klubie -Alexis przewróciła oczami. Zaśmiałam się patrząc na jej strój -Zawsze musimy to nosić, gdy szef albo jego ludzie są w pobliżu, ponieważ oni chcą żebyśmy wyglądały jak prostytutki.
Wypuściłam powietrze nosem odrobinę głośniej niż zwykle, zdenerwowana na Justina, że chce żebym wyglądała jak prostytutka.
Uderzyłam go w ramie a ten podskoczył zaskoczony.
-Co do cholery?
-Chcesz żeby myśleli że jestem dziwką? -spytałam.
-Nie chcę żeby cię zamordowali, więc tak.
-Zamordowali? -zesztywniałam.
Pochylił się lekko w moją stronę.
-Słuchaj, nie odzywaj się do Dereka, w ogóle. Nie bądź niegrzeczna ani dziwkowata Lyra. Mówię serio -powiedział wyraźnie.
-Dobrze, ale dlaczego? -spytałam go.
Jęknął.
-Po prostu się zamknij i podążaj za mną, gdy wejdziemy do środka.
Przytaknęłam.
Alex otworzył drzwi i wszyscy weszliśmy do środka.
Braydon bawił się z 'asystentem Dreke'a " czy kimś takim, ponieważ nie może wchodzić z nimi do pokoju szefa.
Wszyscy usiedliśmy na krzesełkach przed jego biurkiem, gdy facet na obrotowym krześle znajdował się po drugiej stronie i rozmawiał z kimś przez telefon.
Wyglądał niesamowicie dobrze. Miał może z 25 lat albo coś koło tego i wciąż był przystojny. Wyglądał również na milionera i dupka.
-Podaj mi adres -powiedział do telefonu. -137 Genesis road…-urwał zapisując to na samoprzylepnych karteczkach. -Ile jest nam winien? -mówił na linii. -Jeśli nie spłaci tego do jutrzejszego popołudnia ściągnij go tutaj -rozłączył się bez uprzedniego pożegnania i zwrócił się do nas. -Trzej muszkieterowi i współpracowniczka -uśmiechnął się ze swoimi perłowymi zębami, gdy spojrzał na Alexis. Uśmiechnęła się grzecznie. -A to jest..? -powiedział patrząc na mnie swoimi zimnymi jak lód niebieskimi oczami.
Uśmiechnęłam się i nic nie powiedziałam, tak jak Justin mi kazał.
-Derek, to jest Lyra -przedstawił mnie oplatając dłoń wokół mojej talii.
-Gdzie ty ją dostałeś? -powiedział uśmiechając się do mnie i bawiąc się językiem wewnątrz buzi.
-Znalazłem ją w klubie, a ona próbowała mnie uwieść -kłamał z uśmiechem mówiąc przez zęby. -Więc wziąłem ją do domu.
-Dobra robota Justin -powiedział mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu. -Alex i Brandon powinni się od ciebie nauczyć wyrywać gorące laski, nie? -zażartował patrząc na dwóch chłopaków. -Justin wydaje się być liderem tej grupy.
-Przestań sobie z nami pogrywać, stary -zaśmiał się Alex, na co Derek tylko się uśmiechnął.
-Wracając do diamentów! Mam nadzieje, że pomoże nam w naszym planie -spojrzał na mnie, a ja nie byłam w stanie wydusić ani słowa.
-Oczywiście, że to zrobi -Justin uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
To za dużo dla mojego planu..
___
Wiem, że długo czekaliście...
Następna notka nie wiem kiedy, nic nie obiecuje, jak będziecie mnie ścigać na twitterze to pewnie szybciej :)
Wasze komentarze przyprawiają mnie o uśmiech, miło mi je czytać (:
Mój twitter.
Beta. ♥
Wasze komentarze przyprawiają mnie o uśmiech, miło mi je czytać (:
Mój twitter.
Beta. ♥
piątek, 19 kwietnia 2013
09. Co on ze mną robi?
Zanim wyjechaliśmy poszłam się umyć. Prysznic Justina był nieziemski. Ogromny, z dwóch stron leciała na
ciebie woda. Czy mogłoby być bardziej zajebiście?
Jeszcze przed wyjazdem wzięłam tabletki i spakowałam je do podręcznej torebki.
-Tatusiu, daleko jeszcze? -spytał Braydon, chyba po raz setny.
-Około dwóch godzin -westchnął przez powtarzanie tego w kółko.
Malec opadł z powrotem na swoje miejsce i głośno wypuścił powietrze.
Dzięki Bogu, z moim gardłem jest już co raz lepiej i mogę wykrztusić więcej słów niż wczoraj czy dziś rano.
-To nic takiego Braydon, po prostu czekaj -powiedziałam klepiąc go w kolano pocieszająco.
-Ale mi się nudzi! -powiedział.
-A kiedy ty się nie nudzisz? -spytał Brandon.
Zachichotałam cicho.
-Cóż... musimy być cierpliwi -powiedziałam najmilej jak umiałam w jego stronę.
-Brzmisz przerażająco Lyra -skomentował Brandon.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego z mordem w oczach.
-Taak... Brzmisz strasznie Lyra! -Braydon stwierdził to samo.
-Lyra brzmi jak Darth Vader, co nie Bray? -powiedział Justin patrząc na syna przez przednie lusterko.
-Straszysz dziecko -dodał Alex żartując sobie ze mnie.
Wywróciłam oczami.
-No sorry chłopaki! Nic nie poradzę na to, że brzmię jak morderca z horrorowych filmów.
Justin roześmiał się się, a ja potrząsnęłam głową czując, że nie powinnam tyle gadać.
-Nudzę się! -powiedział głośno Braydon.
Gdybym była Justinem i prowadziłabym samochód, a mój syn wciąż mówiłby rzeczy, które mnie irytują to bym się wkurzyła. Jak na kogoś kto jest bipolarny i potrzebuje kontrolera złości to jest wyjątkowo spokojny, gdy chodzi o Braydona.
-Bray chcesz zagrać w grę? -spytałam myśląc, czym mogłabym go zając, żeby nie zdenerwował swojego taty.
-Jasne! -krzyknął radośnie. -Ale w co?
Zaśmiałam się.
-A więc, gdy zobaczysz ciężarówkę, zrób tak swoją ręką -zgięłam rękę w łokciu, dłoń złożyłam w pięść i podniosłam ją w górę i w dół. -I wtedy kierowca powinien zatrąbić.
-Ekstra! -mówił zachwycony co sprawiło, że wszyscy zachichotaliśmy.
Zaczął wyglądać przez okno i robić to do każdej ciężarówki, którą mijaliśmy. Przynajmniej to sprawiło, że siedział cicho i przestał ciągle zadawać pytania Justinowi.
___
Obudziłam się i zdałam sobie sprawę, że znajduję się w łóżku, w nieznanym mi pokoju. Usiadłam i wtedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do pomieszczenia.
-Hej, widzę że już wstałaś.
Bożeeee on musi przestać chodzić bez koszulki. No chyba, że chce żebym się śliniła na jego widok.
-Dzień dobry -uśmiechnęłam się ziewając.
Roześmiał się głośno.
-Jesteśmy w hotelu. Zasnęłaś w aucie parę godzin temu, a ja nie chciałem cię budzić, więc cię tutaj przeniosłem -powiedział siadając na łóżku i splótł nasze palce.
-Dzięki -mówiłam z chrypą. -Gdzie Braydon i chłopaki? -spytałam.
-Są w pokoju obok.Chciałem pobyć z tobą sam na sam -powiedział powoli pochylając się do tył, że opierał się na łokciach i odchylił głowę do tył. Spojrzał na mnie zdenerwowany. -Co się z tobą dzieje?
Przetarłam moje oczy sfrustrowana po czym wstałam i zaczęłam chodzić w kółko.
-Czy ja źle całuję? -zapytałam bez owijania w bawełnę. -Znaczy się, nie lubisz mnie całować czy co?
Jego twarz wyrażała zmieszanie.
-Nie. Oczywiście, że nie. -zaśmiał się nerwowo.
Wstał z łóżka i podszedł do mnie.
Jeeezu, załóż koszulkę. Chociaż nie.. niech zostanie tak jak jest.
-Dlaczego tak myślisz?
-Pocałowałam cię dziś, a ty wyglądałeś jakbyś się wściekł -powiedziałam. -Wiesz, jeśli jestem do dupy w całowaniu, możesz mi to teraz powiedzieć..
-Nie całujesz źle -powiedział kładąc na mnie swoje dłonie, próbując mnie tym powstrzymać od gadania.
-Więc dlaczego..
-Taki już jestem. Denerwuję się przez jakieś głupie rzeczy, wiec będziesz musiała się przyzwyczaić do mojego gwiazdorzenia czasami -wyjaśnił szczerze.
-Oh... -szepnęłam z delikatnością.
Zanim zdążyłam zadać kolejne pytanie położył mi palec na ustach.
-Kochanie, przestań już gadać -powiedział, uśmiechając się tymi swoimi idealnie prostymi zębami. -Gdybyś nie umiała się całować, czy zrobił bym to? -powiedział i wyciągnął brodę, a jego usta znalazły się na moich.
Jego miękkie, różowe usta muskały delikatnie moje.
Gdy skończyliśmy i spojrzeliśmy na siebie przyciągnął mnie bliżej i gwałtownie przycisnął usta do moich.
Jeszcze przed wyjazdem wzięłam tabletki i spakowałam je do podręcznej torebki.
-Tatusiu, daleko jeszcze? -spytał Braydon, chyba po raz setny.
-Około dwóch godzin -westchnął przez powtarzanie tego w kółko.
Malec opadł z powrotem na swoje miejsce i głośno wypuścił powietrze.
Dzięki Bogu, z moim gardłem jest już co raz lepiej i mogę wykrztusić więcej słów niż wczoraj czy dziś rano.
-To nic takiego Braydon, po prostu czekaj -powiedziałam klepiąc go w kolano pocieszająco.
-Ale mi się nudzi! -powiedział.
-A kiedy ty się nie nudzisz? -spytał Brandon.
Zachichotałam cicho.
-Cóż... musimy być cierpliwi -powiedziałam najmilej jak umiałam w jego stronę.
-Brzmisz przerażająco Lyra -skomentował Brandon.
Odwróciłam się i spojrzałam na niego z mordem w oczach.
-Taak... Brzmisz strasznie Lyra! -Braydon stwierdził to samo.
-Lyra brzmi jak Darth Vader, co nie Bray? -powiedział Justin patrząc na syna przez przednie lusterko.
-Straszysz dziecko -dodał Alex żartując sobie ze mnie.
Wywróciłam oczami.
-No sorry chłopaki! Nic nie poradzę na to, że brzmię jak morderca z horrorowych filmów.
Justin roześmiał się się, a ja potrząsnęłam głową czując, że nie powinnam tyle gadać.
-Nudzę się! -powiedział głośno Braydon.
Gdybym była Justinem i prowadziłabym samochód, a mój syn wciąż mówiłby rzeczy, które mnie irytują to bym się wkurzyła. Jak na kogoś kto jest bipolarny i potrzebuje kontrolera złości to jest wyjątkowo spokojny, gdy chodzi o Braydona.
-Bray chcesz zagrać w grę? -spytałam myśląc, czym mogłabym go zając, żeby nie zdenerwował swojego taty.
-Jasne! -krzyknął radośnie. -Ale w co?
Zaśmiałam się.
-A więc, gdy zobaczysz ciężarówkę, zrób tak swoją ręką -zgięłam rękę w łokciu, dłoń złożyłam w pięść i podniosłam ją w górę i w dół. -I wtedy kierowca powinien zatrąbić.
-Ekstra! -mówił zachwycony co sprawiło, że wszyscy zachichotaliśmy.
Zaczął wyglądać przez okno i robić to do każdej ciężarówki, którą mijaliśmy. Przynajmniej to sprawiło, że siedział cicho i przestał ciągle zadawać pytania Justinowi.
___
Obudziłam się i zdałam sobie sprawę, że znajduję się w łóżku, w nieznanym mi pokoju. Usiadłam i wtedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do pomieszczenia.
-Hej, widzę że już wstałaś.
Bożeeee on musi przestać chodzić bez koszulki. No chyba, że chce żebym się śliniła na jego widok.
-Dzień dobry -uśmiechnęłam się ziewając.
Roześmiał się głośno.
-Jesteśmy w hotelu. Zasnęłaś w aucie parę godzin temu, a ja nie chciałem cię budzić, więc cię tutaj przeniosłem -powiedział siadając na łóżku i splótł nasze palce.
-Dzięki -mówiłam z chrypą. -Gdzie Braydon i chłopaki? -spytałam.
-Są w pokoju obok.Chciałem pobyć z tobą sam na sam -powiedział powoli pochylając się do tył, że opierał się na łokciach i odchylił głowę do tył. Spojrzał na mnie zdenerwowany. -Co się z tobą dzieje?
Przetarłam moje oczy sfrustrowana po czym wstałam i zaczęłam chodzić w kółko.
-Czy ja źle całuję? -zapytałam bez owijania w bawełnę. -Znaczy się, nie lubisz mnie całować czy co?
Jego twarz wyrażała zmieszanie.
-Nie. Oczywiście, że nie. -zaśmiał się nerwowo.
Wstał z łóżka i podszedł do mnie.
Jeeezu, załóż koszulkę. Chociaż nie.. niech zostanie tak jak jest.
-Dlaczego tak myślisz?
-Pocałowałam cię dziś, a ty wyglądałeś jakbyś się wściekł -powiedziałam. -Wiesz, jeśli jestem do dupy w całowaniu, możesz mi to teraz powiedzieć..
-Nie całujesz źle -powiedział kładąc na mnie swoje dłonie, próbując mnie tym powstrzymać od gadania.
-Więc dlaczego..
-Taki już jestem. Denerwuję się przez jakieś głupie rzeczy, wiec będziesz musiała się przyzwyczaić do mojego gwiazdorzenia czasami -wyjaśnił szczerze.
-Oh... -szepnęłam z delikatnością.
Zanim zdążyłam zadać kolejne pytanie położył mi palec na ustach.
-Kochanie, przestań już gadać -powiedział, uśmiechając się tymi swoimi idealnie prostymi zębami. -Gdybyś nie umiała się całować, czy zrobił bym to? -powiedział i wyciągnął brodę, a jego usta znalazły się na moich.
Jego miękkie, różowe usta muskały delikatnie moje.
Gdy skończyliśmy i spojrzeliśmy na siebie przyciągnął mnie bliżej i gwałtownie przycisnął usta do moich.
Tym razem, nasze usta ruszały się
szybciej i szybciej. Ręce oplotłam w okół jego szyi, a on objął
mnie w pasie, przyciskając mnie do siebie jak najbliżej się dało.
Zaczął kierować nas w stronę łóżka.
Położył mnie i zaczął całować od ust po szyję i niżej, po klatce piersiowej.
Dlaczego ja mu na to pozwalam?
Jest potworem. Przestępcą. Porywaczem.
Odizolował mnie od przyjaciół i rodziny.
Przestał wykonywać wcześniejszą czynność i spojrzał na mnie.
-Lyra, prawdopodobnie jesteś jedną z najpiękniejszych dziewczyn jakie w życiu widziałem. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę -sposób w jaki to powiedział sprawił, że poczułam motylki w brzuchu.
Co on ze mną robi?
Znów wrócił do całowania moich ust ponownie wypełniając mój brzuch większą ilością motylków Przez całe ciało przechodził mnie przyjemny dreszcz. On mnie hipnotyzuje.
To tak jakby sprawiał, że mój umysł wierzy, że jest dobrą osobą, gdy w ogóle nią nie jest.
Jego palce zjechały w dół po mojej klatce piersiowej przez brzuch gdy nasze usta wciąż były złączone. Łaskotał mnie tym, więc chichotałam podczas pocałunku.
Wkrótce zahaczył już o gumkę od mojej bielizny. Tak nie może być. Powstrzymaj go Lyra!
Nie mogę.. powiedział, że jestem piękna. I tak świetnie całuje. Plus, mógłby się zdenerwować, a to może wywołać poważne szkody na moim ciele. Więc wolę nie ryzykować.
Powoli wsunął dłoń w moją mokrą bieliznę i wkrótce jego dwa palce znalazły się we mnie. Dziwne uczucie, które spowodowało, że się lekko spięłam.
-Spokojnie -jego ciepły oddech otulił moje ucho.
Poruszał palcami w górę i w dół.
-Jesteś bardzo mokra -roześmiał się przyprawiając mnie o rumieniec.
Zacisnęłam usta w cienką linie, aby powstrzymać się od powiedzenia czegoś czy jęknięcia.
-Wiem, że tego chcesz. -mówił uwodzicielsko.
Pokręciłam głową, ale kiedy ponownie mocniej pchnął palcami jęk wydobył się z moich ust.
Szybko przyłożyłam dłoń do ust.
Zachichotał i cmoknął mnie.
Zaczął kierować nas w stronę łóżka.
Położył mnie i zaczął całować od ust po szyję i niżej, po klatce piersiowej.
Dlaczego ja mu na to pozwalam?
Jest potworem. Przestępcą. Porywaczem.
Odizolował mnie od przyjaciół i rodziny.
Przestał wykonywać wcześniejszą czynność i spojrzał na mnie.
-Lyra, prawdopodobnie jesteś jedną z najpiękniejszych dziewczyn jakie w życiu widziałem. Mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę -sposób w jaki to powiedział sprawił, że poczułam motylki w brzuchu.
Co on ze mną robi?
Znów wrócił do całowania moich ust ponownie wypełniając mój brzuch większą ilością motylków Przez całe ciało przechodził mnie przyjemny dreszcz. On mnie hipnotyzuje.
To tak jakby sprawiał, że mój umysł wierzy, że jest dobrą osobą, gdy w ogóle nią nie jest.
Jego palce zjechały w dół po mojej klatce piersiowej przez brzuch gdy nasze usta wciąż były złączone. Łaskotał mnie tym, więc chichotałam podczas pocałunku.
Wkrótce zahaczył już o gumkę od mojej bielizny. Tak nie może być. Powstrzymaj go Lyra!
Nie mogę.. powiedział, że jestem piękna. I tak świetnie całuje. Plus, mógłby się zdenerwować, a to może wywołać poważne szkody na moim ciele. Więc wolę nie ryzykować.
Powoli wsunął dłoń w moją mokrą bieliznę i wkrótce jego dwa palce znalazły się we mnie. Dziwne uczucie, które spowodowało, że się lekko spięłam.
-Spokojnie -jego ciepły oddech otulił moje ucho.
Poruszał palcami w górę i w dół.
-Jesteś bardzo mokra -roześmiał się przyprawiając mnie o rumieniec.
Zacisnęłam usta w cienką linie, aby powstrzymać się od powiedzenia czegoś czy jęknięcia.
-Wiem, że tego chcesz. -mówił uwodzicielsko.
Pokręciłam głową, ale kiedy ponownie mocniej pchnął palcami jęk wydobył się z moich ust.
Szybko przyłożyłam dłoń do ust.
Zachichotał i cmoknął mnie.
Podskoczyłam lekko gdy usłyszałam
pukanie do drzwi.
Justin szybko wyszedł ze mnie i podszedł do drzwi spoglądając w wizjer.
Nerwowo poprawiłam moje spodnie i włosy wstając z łóżka, udając że wszystko jest normalne.
Otworzył, a ja usłyszałam głos Brandona.
-Alex chce z tobą pogadać, w swoim pokoju.
Justin przytaknął po czym wziął koszulkę, która leżała obok drzwi i wyszedł z pokoju zostawiając mnie z Brandonem.
Chłopak zamknął drzwi. Mam nadzieję, że nie będzie robił niczego... Nie. Ufam mu.
Właściwie, to nie.
-Hej Lyra -uśmiechnął się siedząc na łóżku.
-Hej Brandon -odpowiedziałam niezręcznie machając mu.
-Zgaduję, że właśnie się pieprzyliście?
Pokręciłam głową.
-Coś odrobinę mniejszego niż to? -spytał ponownie.
Przytaknęłam niepewnie.
-Wiesz, mam nadzieję, że nie zaczynasz go lubić.
Zmarszczyłam brwi.
-A dlaczego?
-Justin ma to do siebie, że porzuca dziewczyny, które coś do niego poczują czy chcą z nim umawiać. Po prostu nie chcę, żebyś mu zbyt ufała, a potem żebyś się zawiodła. -wyjaśnił to jak profesjonalista. To dało mi do myślenia.
Słuchałam, a on kontynuował.
-Umawiał się z tyloma osobami i zostawiał je po zaliczeniu każdej z nich -mówił o Justinie tak jakby był największym dupkiem na tym świecie. Którym właściwie jest. -Czule do nich mówi, robi słodkie, drobne gesty dla nich tylko po to żeby dobrać im się do majtek.
Zamiast się z nim kłócić wiedziałam co muszę powiedzieć.
-Dlaczego miałabym czuć coś do kogoś kto mnie porwał? -spytałam go głupio.
Zaśmiał się lekko.
-Możesz się zdziwić, jak dobry Bieber jest w pogrywaniu z czyimś umysłem.
Justin szybko wyszedł ze mnie i podszedł do drzwi spoglądając w wizjer.
Nerwowo poprawiłam moje spodnie i włosy wstając z łóżka, udając że wszystko jest normalne.
Otworzył, a ja usłyszałam głos Brandona.
-Alex chce z tobą pogadać, w swoim pokoju.
Justin przytaknął po czym wziął koszulkę, która leżała obok drzwi i wyszedł z pokoju zostawiając mnie z Brandonem.
Chłopak zamknął drzwi. Mam nadzieję, że nie będzie robił niczego... Nie. Ufam mu.
Właściwie, to nie.
-Hej Lyra -uśmiechnął się siedząc na łóżku.
-Hej Brandon -odpowiedziałam niezręcznie machając mu.
-Zgaduję, że właśnie się pieprzyliście?
Pokręciłam głową.
-Coś odrobinę mniejszego niż to? -spytał ponownie.
Przytaknęłam niepewnie.
-Wiesz, mam nadzieję, że nie zaczynasz go lubić.
Zmarszczyłam brwi.
-A dlaczego?
-Justin ma to do siebie, że porzuca dziewczyny, które coś do niego poczują czy chcą z nim umawiać. Po prostu nie chcę, żebyś mu zbyt ufała, a potem żebyś się zawiodła. -wyjaśnił to jak profesjonalista. To dało mi do myślenia.
Słuchałam, a on kontynuował.
-Umawiał się z tyloma osobami i zostawiał je po zaliczeniu każdej z nich -mówił o Justinie tak jakby był największym dupkiem na tym świecie. Którym właściwie jest. -Czule do nich mówi, robi słodkie, drobne gesty dla nich tylko po to żeby dobrać im się do majtek.
Zamiast się z nim kłócić wiedziałam co muszę powiedzieć.
-Dlaczego miałabym czuć coś do kogoś kto mnie porwał? -spytałam go głupio.
Zaśmiał się lekko.
-Możesz się zdziwić, jak dobry Bieber jest w pogrywaniu z czyimś umysłem.
___
I mamy dziewiąteczkę, mam nadzieję że notka będzie się podobać :3
Teraz notki będą pojawiać się regularnie, bo mam praktycznie dwa tygodnie wolnego od szkoły (:
IIiii... zgubiłam listę z osobami, które informuj, wiem sierota ze mnie ;___; więc jeśli nie poinformuję cię na twitterze, to jeślibyś mogła zostaw mi swój nick w komentarzu :)
Twitter.
Beta.
I mamy dziewiąteczkę, mam nadzieję że notka będzie się podobać :3
Teraz notki będą pojawiać się regularnie, bo mam praktycznie dwa tygodnie wolnego od szkoły (:
IIiii... zgubiłam listę z osobami, które informuj, wiem sierota ze mnie ;___; więc jeśli nie poinformuję cię na twitterze, to jeślibyś mogła zostaw mi swój nick w komentarzu :)
Twitter.
Beta.
środa, 17 kwietnia 2013
08. Bożeee, przepraszam za ten pocałunek.
Patrzyłam na niego zdziwiona i
zdezorientowana. Moje oczy się rozszerzyły, gdy to powiedział.
Zaniemówiłam. Nie tylko dlatego, że nie mogłam
mówić z powodu choroby.
-Czyja to krew? –spytałam łamiącym głosem, wciąż nie mogłam za wiele powiedzieć.
-Nie wiem. Może to być tego kolesia albo jego przyjaciela –powiedział niedbale wycierając się z krwi.
Mrugnęłam parę razy myśląc o tym co powiedział. Czy on naprawdę właśnie zamordował ludzi z tamtego domu?
Kiedy nic nie mówiłam spojrzał na mnie.
-Myślisz, że ich zabiłem? –zapytał zachrypniętym głosem. Jak ktoś tak okrutny może brzmieć tak seksownie?
Skierowałam mój wzrok w jego stronę i pokiwałam. Po tym spojrzał przed siebie i cicho westchnął.
-Nie zabiłem ich.. Przynajmniej tak myślę.. Zwykle nie zabijam nikogo tak łatwo...
Zauważyłam, że powiedział, że ZWYKLE nie zabija ludzi.
-Po prostu pobiłem go i jego przyjaciela do nieprzytomności. Zacząć krwawić, stąd te ślady na moim ciele czy ubraniach –powiedział normalnym tonem.
Czy on się w ogóle tym nie przejmuje?!
Patrzyłam na jego koszulkę zdając sobie sprawę, że również pokryta jest czerwoną cieczą.
-Dlaczego?
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-A teraz, jeśli pani pozwoli, nie będziemy mówili o tym czym się zajmuję.
Ucichłam. Gdy tak mówi nigdy nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć.
Prowadził samochód, gdy jego telefon ponownie zadzwonił. Prosiłam Boga, aby to nie był kolejny facet, którego będzie musiał prawie zabić.
-Tak? –odebrał.
-…
-Tak, jest pod.. -słuchał co mówi do niego osoba po drugiej stronie słuchawki zagryzając wargi, a drugą ręką prowadząc samochód. -Ten skurwysyn myślał, że może nas unikać -powiedział wciąż słuchając osoby na linii. -Wiem, wiem -potem spojrzał na mnie, jakby gadali o mnie. -Taak, gorąca z niej laska -oh. -Nie, nie możesz jej mieć! -mówił żartobliwie z lekkim uśmiechem na twarzy. -Dobra, dobra, peace -umieścił swój telefon w stojaku na kubki i spojrzał na mnie.
-Co? -mój głos był straszny. Brzmiałam jakbym umierała czy coś.
-Czy to przestępstwo patrzeć na ciebie, kochanie? -zapytał rozbawiony.
Westchnęłam czując, że nie jestem w stanie już nic więcej powiedzieć wzięłam tabliczkę i zaczęłam pisać. Po napisaniu tego co chciałam powiedzieć zdałam sobie sprawę, że jesteśmy pod jego domem.
Justin odpinał właśnie pasy. Pokazałam mu co napisałam, a on zaczął czytać.
-Czyja to krew? –spytałam łamiącym głosem, wciąż nie mogłam za wiele powiedzieć.
-Nie wiem. Może to być tego kolesia albo jego przyjaciela –powiedział niedbale wycierając się z krwi.
Mrugnęłam parę razy myśląc o tym co powiedział. Czy on naprawdę właśnie zamordował ludzi z tamtego domu?
Kiedy nic nie mówiłam spojrzał na mnie.
-Myślisz, że ich zabiłem? –zapytał zachrypniętym głosem. Jak ktoś tak okrutny może brzmieć tak seksownie?
Skierowałam mój wzrok w jego stronę i pokiwałam. Po tym spojrzał przed siebie i cicho westchnął.
-Nie zabiłem ich.. Przynajmniej tak myślę.. Zwykle nie zabijam nikogo tak łatwo...
Zauważyłam, że powiedział, że ZWYKLE nie zabija ludzi.
-Po prostu pobiłem go i jego przyjaciela do nieprzytomności. Zacząć krwawić, stąd te ślady na moim ciele czy ubraniach –powiedział normalnym tonem.
Czy on się w ogóle tym nie przejmuje?!
Patrzyłam na jego koszulkę zdając sobie sprawę, że również pokryta jest czerwoną cieczą.
-Dlaczego?
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-A teraz, jeśli pani pozwoli, nie będziemy mówili o tym czym się zajmuję.
Ucichłam. Gdy tak mówi nigdy nie wiem co mogę jeszcze powiedzieć.
Prowadził samochód, gdy jego telefon ponownie zadzwonił. Prosiłam Boga, aby to nie był kolejny facet, którego będzie musiał prawie zabić.
-Tak? –odebrał.
-…
-Tak, jest pod.. -słuchał co mówi do niego osoba po drugiej stronie słuchawki zagryzając wargi, a drugą ręką prowadząc samochód. -Ten skurwysyn myślał, że może nas unikać -powiedział wciąż słuchając osoby na linii. -Wiem, wiem -potem spojrzał na mnie, jakby gadali o mnie. -Taak, gorąca z niej laska -oh. -Nie, nie możesz jej mieć! -mówił żartobliwie z lekkim uśmiechem na twarzy. -Dobra, dobra, peace -umieścił swój telefon w stojaku na kubki i spojrzał na mnie.
-Co? -mój głos był straszny. Brzmiałam jakbym umierała czy coś.
-Czy to przestępstwo patrzeć na ciebie, kochanie? -zapytał rozbawiony.
Westchnęłam czując, że nie jestem w stanie już nic więcej powiedzieć wzięłam tabliczkę i zaczęłam pisać. Po napisaniu tego co chciałam powiedzieć zdałam sobie sprawę, że jesteśmy pod jego domem.
Justin odpinał właśnie pasy. Pokazałam mu co napisałam, a on zaczął czytać.
-Właśnie kogoś pobiłeś,
prawdopodobnie na śmierć! Ja tu wariuję!
-Właściwie pobiłem DWÓCH ludzi -puścił mi oczko.
Spojrzałam naburmuszona w drugą stronę. Odpięłam pas i otworzyłam drzwi z torebką z lekami i tabliczką w ręku.
-Wezmę to za ciebie kochanie -wziął wszystkie rzeczy ode mnie i poszedł w stronę domu.
Oficjalnie stwierdzam: on jest psychiczny.
Myślę, że powinnam porozmawiać z Brandonem lub Alexem o wysłaniu go do psychiatryka.
Weszliśmy przez drzwi frontowe i naprzeciw nam wybiegł Braydon, taki słodziutki i drobniutki.
-Tatuś! -zapiszczał.
-Cześć kolego -powiedział czochrając mu włosy.
-Co się dzieje? Gdzie byliście? -spytał Alex, gdy odwrócił głowę od telewizora i na nas spojrzał.
-Z rana pojechałem z nią do lekarza, z jej gardłem jest co raz gorzej -wyjaśnił. -Ma jakieś zapalenie krtani czy coś podobnego.
Oderwałam się od ich rozmowy, ponieważ Braydon ciągnął mnie za nogawkę spodni jęcząc.
-Byłaś u lekarza? Lekarze są straszni.
Zaśmiałam się cicho kucając do jego poziomu. Próbowałam coś powiedzieć, ale mój głos nie miał zamiaru się wydobyć. Cholera, jak ja mam teraz z nim rozmawiać? Zaczęłam pokazywać mu rękoma na gardło. Na szczęście chłopiec był mądry i szybko załapał o co mi chodzi.
-Nie możesz mówić? -jęknął ponownie. Nie będę narzekać, jego jęczenie jest urocze. -Czy robili ci tak? -powiedział wkładając sobie paluszki do buzi i rozciągając ją za policzki.
Roześmiałam się i pokręciłam głową.
-Nie! -mój głos był cichy.
-Właśnie coś powiedziałaś! -uśmiechnął się.
-Nie mog- mó- -ić za duo -chciałam powiedzieć 'nie mogę mówić za dużo' ale brzmiałam tak jakby mój głos się urywał.
Nagle Braydon przytulił mnie oplatając mnie rączkami wokół szyi, bardzo mocno. To była najprawdopodobniej najsłodsza rzecz jaka kiedykolwiek mi się przydarzyła.
Również go przytuliłam.
-Wszystko będzie w porządku Lyra. Tata da ci jakieś tabletki i wszystko będzie dobrze.
-Właściwie pobiłem DWÓCH ludzi -puścił mi oczko.
Spojrzałam naburmuszona w drugą stronę. Odpięłam pas i otworzyłam drzwi z torebką z lekami i tabliczką w ręku.
-Wezmę to za ciebie kochanie -wziął wszystkie rzeczy ode mnie i poszedł w stronę domu.
Oficjalnie stwierdzam: on jest psychiczny.
Myślę, że powinnam porozmawiać z Brandonem lub Alexem o wysłaniu go do psychiatryka.
Weszliśmy przez drzwi frontowe i naprzeciw nam wybiegł Braydon, taki słodziutki i drobniutki.
-Tatuś! -zapiszczał.
-Cześć kolego -powiedział czochrając mu włosy.
-Co się dzieje? Gdzie byliście? -spytał Alex, gdy odwrócił głowę od telewizora i na nas spojrzał.
-Z rana pojechałem z nią do lekarza, z jej gardłem jest co raz gorzej -wyjaśnił. -Ma jakieś zapalenie krtani czy coś podobnego.
Oderwałam się od ich rozmowy, ponieważ Braydon ciągnął mnie za nogawkę spodni jęcząc.
-Byłaś u lekarza? Lekarze są straszni.
Zaśmiałam się cicho kucając do jego poziomu. Próbowałam coś powiedzieć, ale mój głos nie miał zamiaru się wydobyć. Cholera, jak ja mam teraz z nim rozmawiać? Zaczęłam pokazywać mu rękoma na gardło. Na szczęście chłopiec był mądry i szybko załapał o co mi chodzi.
-Nie możesz mówić? -jęknął ponownie. Nie będę narzekać, jego jęczenie jest urocze. -Czy robili ci tak? -powiedział wkładając sobie paluszki do buzi i rozciągając ją za policzki.
Roześmiałam się i pokręciłam głową.
-Nie! -mój głos był cichy.
-Właśnie coś powiedziałaś! -uśmiechnął się.
-Nie mog- mó- -ić za duo -chciałam powiedzieć 'nie mogę mówić za dużo' ale brzmiałam tak jakby mój głos się urywał.
Nagle Braydon przytulił mnie oplatając mnie rączkami wokół szyi, bardzo mocno. To była najprawdopodobniej najsłodsza rzecz jaka kiedykolwiek mi się przydarzyła.
Również go przytuliłam.
-Wszystko będzie w porządku Lyra. Tata da ci jakieś tabletki i wszystko będzie dobrze.
Spojrzałam w górę na Alexa i
pozostałych. Wszyscy patrzyli się na mnie i Braydona. Justin miał
lekko otworzone usta i patrzył na mnie zdziwiony.
-O? -spytałam
Nikt nic nie powiedział. Wstałam i przeczesałam palcami włoski Braydona.
-No, więc.. -Justin urwał czując się odrobinie nerwowo. Podrapał się po karku. -Więc co dziś robimy?
-Nie wiem. Ale wcześniej dzwonił do mnie Derek -odezwał się Brandon.
-Chce nas w Miami, za dwa dni -wyjaśnił Alex.
-Alexis, czy możesz zaprowadzić Braydona do jego pokoju? -spytał Justin wskazując jej co powinna teraz zrobić.
Dziewczyna szybko wzięła małego do jego pokoju, podczas gdy ja wciąż tam stałam i słuchałam.
-No więc o co chodzi? Dlaczego nas potrzebuje?
-Marcie potrzebuje pomocy przy wykradaniu diamentów z domu takiego jednego faceta, a my jesteśmy jedynymi, którym na to pozwoli.
-Aaa.. Te diamenty.. Nie będę robił tego gówna jeśli nie dostaniemy jakiejś zapłaty -czy on myśli o kradnięciu czyiś diamentów?
-Tak, jasne, dostaniemy swoją część. Co o tym myślisz? -Brandon zapytał żartobliwie.
Justin tylko wzruszył ramionami.
-To wchodzimy w to? -Alex spytał ich dwoje.
Zastanawiali się nad tym chwilę.
-Tak... raczej tak. -odezwał się Justin.
-No cóż, to musimy się już zacząć pakować, wyjeżdżamy za godzinę -znów odezwał się Alex patrząc na zegarek.
Justin przytaknął, odwrócił się i złapał mnie za rękę prowadząc do swojego pokoju.
-Dzie se wybie- -amy -próbowałam coś powiedzieć.
-Miami -puścił mi oczko.
Wyjął z szafy dużą torbę i mi ją podał.
-Tutaj, spakuj swoje rzeczy tutaj. Weź trochę ciuchów, żeby wystarczyło ci na parę dni.
Pokiwałam głową i odpięłam torbę. Naprawdę nie chcę tam jechać i okradać kogoś z jego diamentów. To złe. Co jeśli nas złapią? Czekaj.. Co będzie jeśli rzeczywiście nas złapią?!
Czy nie oznaczałoby to, że policja rozpozna mnie, że jestem jedną z zaginionych osób i czy nie odwiozą mnie wtedy do domu? TAK, tak będzie. Muszę dopilnować, aby nas złapali. Zrobić wszystko, żeby pokazać policji co oni robią.
-O? -spytałam
Nikt nic nie powiedział. Wstałam i przeczesałam palcami włoski Braydona.
-No, więc.. -Justin urwał czując się odrobinie nerwowo. Podrapał się po karku. -Więc co dziś robimy?
-Nie wiem. Ale wcześniej dzwonił do mnie Derek -odezwał się Brandon.
-Chce nas w Miami, za dwa dni -wyjaśnił Alex.
-Alexis, czy możesz zaprowadzić Braydona do jego pokoju? -spytał Justin wskazując jej co powinna teraz zrobić.
Dziewczyna szybko wzięła małego do jego pokoju, podczas gdy ja wciąż tam stałam i słuchałam.
-No więc o co chodzi? Dlaczego nas potrzebuje?
-Marcie potrzebuje pomocy przy wykradaniu diamentów z domu takiego jednego faceta, a my jesteśmy jedynymi, którym na to pozwoli.
-Aaa.. Te diamenty.. Nie będę robił tego gówna jeśli nie dostaniemy jakiejś zapłaty -czy on myśli o kradnięciu czyiś diamentów?
-Tak, jasne, dostaniemy swoją część. Co o tym myślisz? -Brandon zapytał żartobliwie.
Justin tylko wzruszył ramionami.
-To wchodzimy w to? -Alex spytał ich dwoje.
Zastanawiali się nad tym chwilę.
-Tak... raczej tak. -odezwał się Justin.
-No cóż, to musimy się już zacząć pakować, wyjeżdżamy za godzinę -znów odezwał się Alex patrząc na zegarek.
Justin przytaknął, odwrócił się i złapał mnie za rękę prowadząc do swojego pokoju.
-Dzie se wybie- -amy -próbowałam coś powiedzieć.
-Miami -puścił mi oczko.
Wyjął z szafy dużą torbę i mi ją podał.
-Tutaj, spakuj swoje rzeczy tutaj. Weź trochę ciuchów, żeby wystarczyło ci na parę dni.
Pokiwałam głową i odpięłam torbę. Naprawdę nie chcę tam jechać i okradać kogoś z jego diamentów. To złe. Co jeśli nas złapią? Czekaj.. Co będzie jeśli rzeczywiście nas złapią?!
Czy nie oznaczałoby to, że policja rozpozna mnie, że jestem jedną z zaginionych osób i czy nie odwiozą mnie wtedy do domu? TAK, tak będzie. Muszę dopilnować, aby nas złapali. Zrobić wszystko, żeby pokazać policji co oni robią.
-Czy jest coś, co chciałabyś
powiedzieć Lyra? -zapytał.
Cholera. On zawsze wie kiedy myślę o takich rzeczach.
Zagryzłam wargi zanim popchnęłam go na ścianę i złączyłam nasze usta. Trwało to z 20 sekund. Jego usta były takie miękkie, a pocałunki delikatne i namiętne.
Prawdopodobnie znajdowały się one na wielu innych dziewczynach.. Kiedy przestałam go całować on patrzył na mnie tymi swoimi orzechowymi oczami. Opuścił ręce, które wcześniej były oplecione wokół mojej talii. Nic nie mówiliśmy. Staliśmy tam tylko parę sekund po prostu na siebie patrząc. Czułam się niezręcznie, wzięłam kosmyk moich włosów za ucho i ruszyłam w stronę szafy.
Kontynuowałam pakowanie się, gdy zdałam sobie sprawę, że Justin stoi w tej samej pozycji odkąd przestaliśmy się całować.
Po jakiejś minucie wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Skrzywiłam się, gdy usłyszałam ten huk.
Czy on właśnie się pogniewał przez to, że go pocałowałam? Większości chłopaków raczej by to się spodobało. Czy jestem aż tak zła w całowaniu, że tak się o to wściekł?
Chyba tak.
Cholera. On zawsze wie kiedy myślę o takich rzeczach.
Zagryzłam wargi zanim popchnęłam go na ścianę i złączyłam nasze usta. Trwało to z 20 sekund. Jego usta były takie miękkie, a pocałunki delikatne i namiętne.
Prawdopodobnie znajdowały się one na wielu innych dziewczynach.. Kiedy przestałam go całować on patrzył na mnie tymi swoimi orzechowymi oczami. Opuścił ręce, które wcześniej były oplecione wokół mojej talii. Nic nie mówiliśmy. Staliśmy tam tylko parę sekund po prostu na siebie patrząc. Czułam się niezręcznie, wzięłam kosmyk moich włosów za ucho i ruszyłam w stronę szafy.
Kontynuowałam pakowanie się, gdy zdałam sobie sprawę, że Justin stoi w tej samej pozycji odkąd przestaliśmy się całować.
Po jakiejś minucie wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Skrzywiłam się, gdy usłyszałam ten huk.
Czy on właśnie się pogniewał przez to, że go pocałowałam? Większości chłopaków raczej by to się spodobało. Czy jestem aż tak zła w całowaniu, że tak się o to wściekł?
Chyba tak.
___
Przepraszam, że tak długo nic nie dodaję, ale to wszystko przez szkołę.. :/
Mój twitter.
Beta. ♥
Przepraszam, że tak długo nic nie dodaję, ale to wszystko przez szkołę.. :/
Mój twitter.
Beta. ♥
piątek, 12 kwietnia 2013
07. Zapalenie krtani?
Obudziłam się, a moje gardło bolało nawet bardziej
niż zeszłej nocy. Usiadłam na łóżku masując szyję, licząc że to pomoże.
Próbowałam coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie. Wygląda na to, że straciłam
głos. Westchnęłam.
Justin nagle się obudził i spojrzał na mnie gniewnie.
-Dlaczego do cholery tak wcześnie wstałaś? – pyta patrząc na zegarek i wracając spojrzeniem na mnie.
Położyłam palce pod brodą wskazując, że boli mnie gardło i to dlatego tak wcześnie wstałam.
-Z twoim gardłem się pogorszyło? –spytał szybko się do mnie przybliżając.
Podniosłam białą tabliczkę i marker ze stolika nocnego po czym zaczęłam na nim pisać.
-Tak myślę, bardziej boli.
-Otwórz buzię –powiedział, gdy tylko przeczytał co mu miałam do powiedzenia. Zrobiłam co mi kazał –Taak, tył twojego gardła jest żywo czerwony. Pójdziemy do lekarza.
Pokręciłam szybko głową.
-Musimy, boli cię gardło. To może być poważne.
Patrzyłam na niego tępo podczas gdy on szukał swojego telefonu.
Dlaczego się o mnie martwi? Uderzył mnie parę razy, rani i krzyczy na mnie. Dlaczego nagle zaczął się tak troszczyć o moje zdrowie?
-Co? –spytał zirytowany, gdy zdał sobie sprawę, że wciąż się na niego patrzę.
Wzruszyłam ramionami i wzięłam do ręki tabliczkę.
Dlaczego nie pojedziemy później? Idź się przespać na godzinę lub dwie.
-Już jestem rozbudzony, nie zasnę –fuknął na mnie.
Ktoś tu chyba nie jest rannym ptaszkiem…
Justin wstał z łóżka i poszedł do garderoby a ja podążałam za nim wzrokiem. Wydawał mi się zirytowany i wciąż zły za wczoraj. Więc dlaczego przejmuję się mną tak bardzo, żeby jeździć ze mną po lekarzach? Uciekam od niego. Nie słucham go. Dlaczego w ogóle miałby chcieć mi pomóc po tym wszystkim co zrobiłam?
-Jeśli masz coś do powiedzenia, powiedz to –powiedział najprawdopodobniej zdając sobie sprawę, że gapię się pusto w przestrzeń.
Mój rozgniewany wzrok od razu przeniósł się na niego. Nie mogę mówić. Chłopak zaczął się śmiać.
Minęło sporo czasu odkąd ostatnio usłyszałam jego śmiech.
-No wiesz... albo napisz na swojej małej tabliczce.
Uśmiechnęłam się blado i odwróciłam wzrok.
-Idź się szykuj, to pojedziemy teraz. Zanim Braydon się obudzi.
Wstałam i podeszłam do szafy, w której były wszystkie moje nowe ubrania. Wzięłam parę szarych spodni, czarną bluzkę i biały, długi zapinany sweterek. Po ubraniu, spięłam moje długie ciemne włosy w niską kitkę.
Odwróciłam się dostrzegając, że Justin patrzy jak się szykuję.
-Jakiej jesteś narodowości? -zapytał. -Hiszpanka? Niemka? – potrząsnęłam głową.
Wyglądał jakby się głęboko nad tym zastanawiał. Jego włosy jak zwykle wyglądały idealnie, a jego orzechowe oczy w pewnym sensie lśniły.
-Meksykanka?
Roześmiałam się i ponownie potrząsnęłam głową
-Włoszka? –wypytywał, a ja pokiwałam głową.
Uśmiechał się znów nad czymś się zastanawiając.
Dlaczego nagle jest dla mnie miły? Czy on naprawdę jest bipolarny?
-Jesteś w pełni Włoszką? –potrząsnęłam głową. –W połowie? –przytaknęłam. –Pewnie dlatego jesteś taka seksowna –powiedział, sprawiając, że poczułam się tak szczęśliwa, że nie mogłam nic powiedzieć. –To był komplement Lyra, nie patrz tak na mnie.
Spojrzałam się na niego lekko zdenerwowana z małym uśmieszkiem.
Poruszyłam ustami jakbym chciała powiedzieć „idziemy?”.
-Tak, chodźmy –odpowiedział wyciągając dłoń w moją stronę. Powinnam ją złapać? Dlaczego? Nie mam pojęcia.
Jego orzechowe oczy patrzyły na mnie w taki sposób, że aż mój brzuch się przewracał. Jego uśmiech przyśpieszał mi bicie serca. Czy ja się właśnie w nim zakochuję?
Przeszliśmy korytarz wciąż trzymając się za ręce, a ja pod pachą niosłam tabliczkę z markerem, tak na wszelki wypadek. Kiedy w końcu wyszliśmy na zewnątrz rozejrzałam się dookoła, na przypadkowych ludzi. Wszyscy patrzyli się na mnie jakbym była jakąś zdobyczą.
Justin usiadł za kierownicą, a ja na miejscu dla pasażera.
Zaczęłam szybko pisać, za nim zacznie prowadzić samochód.
-Dlaczego ty mi pomagasz?
-Co masz na myśli? –zapytał po przeczytaniu.
Znów zaczęłam kreślić słowa.
-Uciekłam, a ty zabierasz mnie do lekarza z powodu mojego gardła. Dlaczego?
Po przeczytaniu nic nie powiedział. Najprawdopodobniej sam zaczął się nad tym zastanawiać.
-Powiedziałem Ci ostatniej nocy .. –przerwałam mu pisząc co chciałam powiedzieć.
-Co masz na myśli, przez to, że jestem twoja?
Pochylił się w bok, ku mojemu siedzeniu. Złączył nasze usta. Ten pocałunek był inny. Był delikatny i taki namiętny.
-Oznacza to, że należysz do mnie -jego ciepły głos dotarł do moich uszu powodując, że przeszły mnie dreszcze. Przez kręgosłup na całe ciało.
Zaśmiał się cicho z mojej reakcji i wrócił na swoje miejsce zapinając pas. Wkrótce wyjechał na drogę pozostawiając mnie siedzącą tam, wciąż nie pojmującą tego, co się właśnie wydarzyło.
___
-Hmm… wygląda na to, że może mieć zapalenie krtani –powiedział doktor, po zbadaniu chyba każdej możliwej części mojego ciała.
Zaczął coś notować, a ja siedziałam cicho.
-Co to jest? –spytał Justin dając lekarzowi do zrozumienia, że powinien być trochę bardziej opisowy.
-Jest to zapalenie krtani, które powoduje, że jej głos staje się słaby czy zachrypnięty –wyjaśnił, a chłopak tylko przytakiwał.
Doktor odwrócił się w mają stronę.
-Layra, czy nadużywałaś ostatnio swojego głosu lub byłaś chora albo wdychałaś dym papierosowy czy inne szkodliwe substancje? –wypytywał.
Nie, nie nadużywałam głosu. Nie sądzę, żebym wdychała też jakieś toksyny. Powoli pokręciłam głową.
-Nie była chora, a w moim domu się nie pali. Również nie wykorzystywała swojego głosu bardziej niż zwykle –Justin wytłumaczył doktorowi. Najprawdopodobniej nie chciał podać prawdziwego powodu, dla którego może mnie boleć gardło.
-No cóż.. w taki razie wypiszę receptę. Musisz brać leki –wyjął bloczek kartek i pióro, po chwili zaczął notować na nim coś swoim nieczytelnym pismem.
-Więc.. czy jest to coś poważnego?
-Nie. Po prostu musi wziąć parę tabletek,o nic się nie martw – powiedział i podał mi kartkę. –Potrwa to tylko parę dni, w najgorszym wypadku przeciągnie się do dwóch tygodni. Ale gardło nie wygląda aż tak źle –wytłumaczył nam obojgu.
Przytaknęłam i uśmiechnęłam się do niego.
-Dziękuję –powiedział grzecznie Justin, a ja tylko popatrzyłam z wdzięcznością na lekarza, gdy wychodziliśmy z gabinetu.
-Nic by się takiego nie wydarzyło, gdybyś po prostu została w domu –odezwał się chłopak, gdy szliśmy korytarzem.
-TWOJE MIESZKANIE NIE JEST MOIM DOMEM
Wsiadł do samochodu ignorując to co wcześniej napisałam. Usiadłam gwałtownie na siedzeniu pasażera i trzasnęłam drzwiami. Po zapięciu pasów skrzyżowałam ręce na piersi.
Milczałam. On również nic nie mówił.
-Słuchaj, musisz przestać być taką kurwą i przeboleć to, że mieszkasz z nami. Musisz również przeboleć to, że NIE wrócisz do domu. Zrozum, że od teraz mój dom jest twoim domem. Więc się zamknij czy jak wolisz, przestań pisać wulgarne słowa słowa na mnie, ponieważ nigdzie się nie wybierasz –włożył kluczyk do stacyjki po czym wyjechał na drogę.
Wciąż milczałam. Jaki z niego dupek. Ja zakochana w nim? Co to to nie! Nie zakochuję się w dupkach.
Po kupieniu leków w aptece zaczęliśmy jechać do domu. Nagle zadzwonił telefon Justina. Patrzyłam się na niego jak odbiera telefon i wciąż prowadzi auto.
-Tak?
-…
-Co? –powiedział.
-…
-Co kurwa?! Gdzie on jest?! –zaczął krzyczeć.
Nagle gwałtownie zahamował obracając samochód o 180 stopni, łapałam się wszystkiego co było w pobliżu. Jechał bardzo szybko. Telefon wrzucił do pojemnika, który stał między nami.
Bałam się. O co on może się tak wściekać?
Pociągnął nosem i otarł usta wierzchem dłoni. Zauważyłam, że gdy się wkurzy to tak często robi.
Jechał szybciej niż kiedykolwiek, ale jakby nikt nie zwracał na to uwagi. Policja również go nie zatrzymała.
Po chwili sam się zatrzymał pod białym domem, który wyglądał jakoś tak nieprzyzwoicie. Odpiął pas, otworzył schowek znajdujący się przede mną i wyjął coś srebrnego.
Moje oczy się rozszerzyły, gdy zdałam sobie sprawę, że to pistolet. Włożył go za kurtkę.
-Zaraz wracam –tylko tyle powiedział, po czym wysiadł i zatrzasnął za sobą drzwi.
To samo zrobił z drzwiami od domu. Nie pukał, nie dzwonił, nie czekał, nic. Po prostu wszedł.
Mrugnęłam parę razy myśląc o tym co tu się dzieje. Mam nadzieję, że on nic nie robi. Po pięciu minutach czekania drzwi się ponownie otworzyły. Wyszedł na zewnątrz, a jego włosy były nieco potargane, ale wciąż wyglądał dobrze.
Wsiadł do samochodu i schował broń tam gdzie wcześniej była.
Patrzyłam na niego w osłupieniu, ale on sprawiał wrażenie, że go to nie obchodzi.
Zauważyłam, że miał krew na policzku.
-Twój –powiedziałam bardzo zachrypniętym głosem. –Krwawi –dokończyłam wskazując na jego polik.
Gdy stanął na czerwonym świetle, przejrzał się w lusterku i cicho zachichotał.
-Ohh nie martw się. To nie moja krew.
Justin nagle się obudził i spojrzał na mnie gniewnie.
-Dlaczego do cholery tak wcześnie wstałaś? – pyta patrząc na zegarek i wracając spojrzeniem na mnie.
Położyłam palce pod brodą wskazując, że boli mnie gardło i to dlatego tak wcześnie wstałam.
-Z twoim gardłem się pogorszyło? –spytał szybko się do mnie przybliżając.
Podniosłam białą tabliczkę i marker ze stolika nocnego po czym zaczęłam na nim pisać.
-Tak myślę, bardziej boli.
-Otwórz buzię –powiedział, gdy tylko przeczytał co mu miałam do powiedzenia. Zrobiłam co mi kazał –Taak, tył twojego gardła jest żywo czerwony. Pójdziemy do lekarza.
Pokręciłam szybko głową.
-Musimy, boli cię gardło. To może być poważne.
Patrzyłam na niego tępo podczas gdy on szukał swojego telefonu.
Dlaczego się o mnie martwi? Uderzył mnie parę razy, rani i krzyczy na mnie. Dlaczego nagle zaczął się tak troszczyć o moje zdrowie?
-Co? –spytał zirytowany, gdy zdał sobie sprawę, że wciąż się na niego patrzę.
Wzruszyłam ramionami i wzięłam do ręki tabliczkę.
Dlaczego nie pojedziemy później? Idź się przespać na godzinę lub dwie.
-Już jestem rozbudzony, nie zasnę –fuknął na mnie.
Ktoś tu chyba nie jest rannym ptaszkiem…
Justin wstał z łóżka i poszedł do garderoby a ja podążałam za nim wzrokiem. Wydawał mi się zirytowany i wciąż zły za wczoraj. Więc dlaczego przejmuję się mną tak bardzo, żeby jeździć ze mną po lekarzach? Uciekam od niego. Nie słucham go. Dlaczego w ogóle miałby chcieć mi pomóc po tym wszystkim co zrobiłam?
-Jeśli masz coś do powiedzenia, powiedz to –powiedział najprawdopodobniej zdając sobie sprawę, że gapię się pusto w przestrzeń.
Mój rozgniewany wzrok od razu przeniósł się na niego. Nie mogę mówić. Chłopak zaczął się śmiać.
Minęło sporo czasu odkąd ostatnio usłyszałam jego śmiech.
-No wiesz... albo napisz na swojej małej tabliczce.
Uśmiechnęłam się blado i odwróciłam wzrok.
-Idź się szykuj, to pojedziemy teraz. Zanim Braydon się obudzi.
Wstałam i podeszłam do szafy, w której były wszystkie moje nowe ubrania. Wzięłam parę szarych spodni, czarną bluzkę i biały, długi zapinany sweterek. Po ubraniu, spięłam moje długie ciemne włosy w niską kitkę.
Odwróciłam się dostrzegając, że Justin patrzy jak się szykuję.
-Jakiej jesteś narodowości? -zapytał. -Hiszpanka? Niemka? – potrząsnęłam głową.
Wyglądał jakby się głęboko nad tym zastanawiał. Jego włosy jak zwykle wyglądały idealnie, a jego orzechowe oczy w pewnym sensie lśniły.
-Meksykanka?
Roześmiałam się i ponownie potrząsnęłam głową
-Włoszka? –wypytywał, a ja pokiwałam głową.
Uśmiechał się znów nad czymś się zastanawiając.
Dlaczego nagle jest dla mnie miły? Czy on naprawdę jest bipolarny?
-Jesteś w pełni Włoszką? –potrząsnęłam głową. –W połowie? –przytaknęłam. –Pewnie dlatego jesteś taka seksowna –powiedział, sprawiając, że poczułam się tak szczęśliwa, że nie mogłam nic powiedzieć. –To był komplement Lyra, nie patrz tak na mnie.
Spojrzałam się na niego lekko zdenerwowana z małym uśmieszkiem.
Poruszyłam ustami jakbym chciała powiedzieć „idziemy?”.
-Tak, chodźmy –odpowiedział wyciągając dłoń w moją stronę. Powinnam ją złapać? Dlaczego? Nie mam pojęcia.
Jego orzechowe oczy patrzyły na mnie w taki sposób, że aż mój brzuch się przewracał. Jego uśmiech przyśpieszał mi bicie serca. Czy ja się właśnie w nim zakochuję?
Przeszliśmy korytarz wciąż trzymając się za ręce, a ja pod pachą niosłam tabliczkę z markerem, tak na wszelki wypadek. Kiedy w końcu wyszliśmy na zewnątrz rozejrzałam się dookoła, na przypadkowych ludzi. Wszyscy patrzyli się na mnie jakbym była jakąś zdobyczą.
Justin usiadł za kierownicą, a ja na miejscu dla pasażera.
Zaczęłam szybko pisać, za nim zacznie prowadzić samochód.
-Dlaczego ty mi pomagasz?
-Co masz na myśli? –zapytał po przeczytaniu.
Znów zaczęłam kreślić słowa.
-Uciekłam, a ty zabierasz mnie do lekarza z powodu mojego gardła. Dlaczego?
Po przeczytaniu nic nie powiedział. Najprawdopodobniej sam zaczął się nad tym zastanawiać.
-Powiedziałem Ci ostatniej nocy .. –przerwałam mu pisząc co chciałam powiedzieć.
-Co masz na myśli, przez to, że jestem twoja?
Pochylił się w bok, ku mojemu siedzeniu. Złączył nasze usta. Ten pocałunek był inny. Był delikatny i taki namiętny.
-Oznacza to, że należysz do mnie -jego ciepły głos dotarł do moich uszu powodując, że przeszły mnie dreszcze. Przez kręgosłup na całe ciało.
Zaśmiał się cicho z mojej reakcji i wrócił na swoje miejsce zapinając pas. Wkrótce wyjechał na drogę pozostawiając mnie siedzącą tam, wciąż nie pojmującą tego, co się właśnie wydarzyło.
___
-Hmm… wygląda na to, że może mieć zapalenie krtani –powiedział doktor, po zbadaniu chyba każdej możliwej części mojego ciała.
Zaczął coś notować, a ja siedziałam cicho.
-Co to jest? –spytał Justin dając lekarzowi do zrozumienia, że powinien być trochę bardziej opisowy.
-Jest to zapalenie krtani, które powoduje, że jej głos staje się słaby czy zachrypnięty –wyjaśnił, a chłopak tylko przytakiwał.
Doktor odwrócił się w mają stronę.
-Layra, czy nadużywałaś ostatnio swojego głosu lub byłaś chora albo wdychałaś dym papierosowy czy inne szkodliwe substancje? –wypytywał.
Nie, nie nadużywałam głosu. Nie sądzę, żebym wdychała też jakieś toksyny. Powoli pokręciłam głową.
-Nie była chora, a w moim domu się nie pali. Również nie wykorzystywała swojego głosu bardziej niż zwykle –Justin wytłumaczył doktorowi. Najprawdopodobniej nie chciał podać prawdziwego powodu, dla którego może mnie boleć gardło.
-No cóż.. w taki razie wypiszę receptę. Musisz brać leki –wyjął bloczek kartek i pióro, po chwili zaczął notować na nim coś swoim nieczytelnym pismem.
-Więc.. czy jest to coś poważnego?
-Nie. Po prostu musi wziąć parę tabletek,o nic się nie martw – powiedział i podał mi kartkę. –Potrwa to tylko parę dni, w najgorszym wypadku przeciągnie się do dwóch tygodni. Ale gardło nie wygląda aż tak źle –wytłumaczył nam obojgu.
Przytaknęłam i uśmiechnęłam się do niego.
-Dziękuję –powiedział grzecznie Justin, a ja tylko popatrzyłam z wdzięcznością na lekarza, gdy wychodziliśmy z gabinetu.
-Nic by się takiego nie wydarzyło, gdybyś po prostu została w domu –odezwał się chłopak, gdy szliśmy korytarzem.
-TWOJE MIESZKANIE NIE JEST MOIM DOMEM
Wsiadł do samochodu ignorując to co wcześniej napisałam. Usiadłam gwałtownie na siedzeniu pasażera i trzasnęłam drzwiami. Po zapięciu pasów skrzyżowałam ręce na piersi.
Milczałam. On również nic nie mówił.
-Słuchaj, musisz przestać być taką kurwą i przeboleć to, że mieszkasz z nami. Musisz również przeboleć to, że NIE wrócisz do domu. Zrozum, że od teraz mój dom jest twoim domem. Więc się zamknij czy jak wolisz, przestań pisać wulgarne słowa słowa na mnie, ponieważ nigdzie się nie wybierasz –włożył kluczyk do stacyjki po czym wyjechał na drogę.
Wciąż milczałam. Jaki z niego dupek. Ja zakochana w nim? Co to to nie! Nie zakochuję się w dupkach.
Po kupieniu leków w aptece zaczęliśmy jechać do domu. Nagle zadzwonił telefon Justina. Patrzyłam się na niego jak odbiera telefon i wciąż prowadzi auto.
-Tak?
-…
-Co? –powiedział.
-…
-Co kurwa?! Gdzie on jest?! –zaczął krzyczeć.
Nagle gwałtownie zahamował obracając samochód o 180 stopni, łapałam się wszystkiego co było w pobliżu. Jechał bardzo szybko. Telefon wrzucił do pojemnika, który stał między nami.
Bałam się. O co on może się tak wściekać?
Pociągnął nosem i otarł usta wierzchem dłoni. Zauważyłam, że gdy się wkurzy to tak często robi.
Jechał szybciej niż kiedykolwiek, ale jakby nikt nie zwracał na to uwagi. Policja również go nie zatrzymała.
Po chwili sam się zatrzymał pod białym domem, który wyglądał jakoś tak nieprzyzwoicie. Odpiął pas, otworzył schowek znajdujący się przede mną i wyjął coś srebrnego.
Moje oczy się rozszerzyły, gdy zdałam sobie sprawę, że to pistolet. Włożył go za kurtkę.
-Zaraz wracam –tylko tyle powiedział, po czym wysiadł i zatrzasnął za sobą drzwi.
To samo zrobił z drzwiami od domu. Nie pukał, nie dzwonił, nie czekał, nic. Po prostu wszedł.
Mrugnęłam parę razy myśląc o tym co tu się dzieje. Mam nadzieję, że on nic nie robi. Po pięciu minutach czekania drzwi się ponownie otworzyły. Wyszedł na zewnątrz, a jego włosy były nieco potargane, ale wciąż wyglądał dobrze.
Wsiadł do samochodu i schował broń tam gdzie wcześniej była.
Patrzyłam na niego w osłupieniu, ale on sprawiał wrażenie, że go to nie obchodzi.
Zauważyłam, że miał krew na policzku.
-Twój –powiedziałam bardzo zachrypniętym głosem. –Krwawi –dokończyłam wskazując na jego polik.
Gdy stanął na czerwonym świetle, przejrzał się w lusterku i cicho zachichotał.
-Ohh nie martw się. To nie moja krew.
____
iiii jest kolejny :)
Przepraszam za wszelkie opóźnienia, naprawdę.
Wstępna wersja bez bety, ponownie przepraszam jeśli będą błędy
Mój twitter.
iiii jest kolejny :)
Przepraszam za wszelkie opóźnienia, naprawdę.
Wstępna wersja bez bety, ponownie przepraszam jeśli będą błędy
Mój twitter.
wtorek, 9 kwietnia 2013
06. Ponieważ jesteś moja
Wstałam z łóżka
Justina czując łzy zbierające mi się w oczach. Nie mogę płakać,
to nie jest tego warte. Próbowałam sobie to wmówić, ale zamiast
tego poczułam jak ciepła ciecz spływa po moim policzku. Marzę,
żeby znaleźć się znowu w domu, z rodzicami.
Marzę o tym żeby tu nie być.
Marzę o tym żeby ktoś mnie znalazł.
Spojrzałam w okno obok łóżka Justina. Cicho do niego podeszłam i rozejrzałam się po okolicy. Okno znajdowało się dość wysoko nad ziemią. Delikatnie je otworzyłam, wystawiłam nogę i zaczęłam nią szukać najbliższej powierzchni. Powoli stanęłam na krawędzi budynku.
Nie patrz w dół. NIE patrz w dół.
Zaczęłam poruszać się wzdłuż zbliżając się do kolejnego stopnia. Sięgnęłam nogą w dół i prawie się poślizgnęłam. Mój oddech stał się ciężki oraz zaczęłam się mocniej trzymać. Stanęłam na ostatnim stopniu i znalazłam się na krawędzi budynku. Zsunęłam się na ziemię.
Zauważyłam, że zaczęło się ściemniać. Szłam wzdłuż chodnika szukając czegokolwiek lub kogokolwiek.
-Przepraszam.. -powiedziałam do mężczyzny, odwrócił się i uśmiechnął swoimi żółtymi zębami. Ught, taaa zapomnij..
Szłam i szłam aż doszłam do skrzyżowania niedaleko domu Justina. Nie miałam pieniędzy, telefonu czy ubrań, czego więcej chcieć. Również żaden pomysł nie przychodził mi do głowy.
Maaaan, powinnam to przemyśleć.
HAU! HAU! Odwróciłam się szybko napotykając rozgniewanego psa, który był przywiązany do małego słupa obok innego domu. Odsunęłam się od zwierzęcia i szłam dalej, przestraszona, nie zastanawiając się.
-Lyra? -usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w jego stronę i napotkałam ciemnobrązowe oczy.
Uśmiechnął się rozmarzony.
-To przeznaczenie. Mówiłem ci, że znowu się spotkamy.
Jego rozwiane blond włosy opadały mu na czoło. Spojrzałam na niego krzywo i wywróciłam oczami zirytowana.
-Nie jestem tu by się z tobą spotykać. Uciekam.
-Co się stało? -zapytał zdziwiony. -Ten dupek ci coś zrobił, prawda?
-Bruce, czy jakkolwiek masz na imię, możesz mnie zostawić w spokoju?
Zaczęłam iść przed siebie, ale słyszałam, że podąża za mną. Złapał moją rękę i odwrócił w swoją stronę.
-Daj spokój kochanie, jeśli potrzebujesz mężczyzny, który sprawi, że poczujesz się lepiej to sprawię byś poczuła się lepiej -spojrzałam w jego ciemne oczy.
-Nie potrzebuję cię, żeby czuć się lepiej -wyrwałam moją rękę i starałam się ponownie odejść.
Nagle moje ciało zostało pchnięte na betonowe ogrodzenie, a głowa mocno w nie uderzyła.
-Nie przyjmuję słowa nie jako odpowiedź.
-A co powiesz na taką sugestię? Pierdol się -powiedziałam nie patrząc na niego, gdy próbowałam się wyrwać z uścisku.
Roześmiał się złowieszczo.
-Mam inne plany do których będziesz mogła użyć słowa pierdol -uśmiechnął się zanim chwycił jeszcze mocniej moje ramię.
Pchał mnie wzdłuż alei. Przybliżyłam się do jego ramienia po czym ugryzłam go z całych sił. Szybko mnie puścił krzywiąc się z bólu. Zaczęłam biec w inną stronę czując, że mnie goni.
Próbowałam uciec, ale złapał mnie poprzez owinięcie mi ramienia w okół szyi dusząc mnie. Ściskał mocniej i mocniej moją szyję, a mi co raz trudniej się oddychało. Kiedy mój głos zaczął się załamywać, a puls zwalniać, ciało osunęło się na kolana.
-Jak Bieber mógł z tobą wytrzymać?! -krzyknął.
Próbowałam wołać o pomoc, ale nie mogłam. Mój głos cichły, traciłam tlen. Opadłam całkowicie na ziemię i jedyne co mogłam zrobić to słuchać co się dzieje. Poruszanie się czy nawet patrzenie było w tym momencie za trudną czynnością.
-Co ty do cholery robisz? Czy ci kurwa nie mówiłem, żebyś się do nas nie zbliżał? -usłyszałam głos.
-Sama do mnie przyszła, Bieber -syknął. -Może gdybyś nie był takim śmieciem nie chciałaby od ciebie uciec.
Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam Justina rzucającego się na Bruca. Zaczął go wielokrotnie okładać, jeszcze, jeszcze i jeszcze raz. Po tym moje oczy szybko się zamknęły i jedyne co mogłam widzieć to ciemność.
___
-Czy ona oddycha? -syknął.
-Ledwo.. -ktoś inny powiedział.
Poczułam zimną dłoń na nadgarstku wyczuwającą puls.
-Puls wyczuwalny! -krzyknęła dziewczyna.
-Lyra, no dalej, obudź się -ktoś mówił klepiąc mnie delikatnie po policzkach.
Kaszlnęłam lekko nim powoli podniosłam powieki.
-Dzięki Bogu! -dziewczyna powiedziała z ulgą.
Kiedy całkowicie otworzyłam oczy zobaczyłam zdenerwowane orzechowe spojrzenie wlepione we mnie. Patrzył na mnie tak jakby odchodził od zmysłów. Sprawiał tym, że się stresowałam.
-Gardło mnie bo.. -nie mogłam nic więcej powiedzieć, mój głos się załamał.
-Prawie zginęłaś Lyra, czy ty jesteś kurwa głupia? -syknął Justin wciąż na mnie patrząc.
-Dlaczego wyszłaś? -spytał Alex stojąc obok mnie.
Spojrzałam na nich pytająco.
O cholera. To to nie był sen? To się działo na serio? Spojrzałam na Alexa i Brandona, następnie na Alexis, która siedziała przy mnie na podłodze z ręką na policzku. Potem na Justina. Wszyscy czekali na odpowiedź.
-Umm..
-Ooo świetna odpowiedź -Brandon syknął sarkastycznie.
Wszyscy byli na mnie źli.
Jak mnie znaleźli? I dlaczego straciłam przytomność?
-Jak mnie zn.. -nie mogłam mówić.
Skrzywiłam się zdając sobie z tego sprawę.
-Czekaj chwilę -powiedziała Alexis zanim pobiegła do innego pokoju.
W pomieszczeniu panowała cisza, nikt się nie odzywał. Obserwowałam Justina, który siedział przy mojej klatce piersiowej na krawędzi kanapy, na której leżałam.
Dziewczyna wróciłam minutę później z małą białą tablicą i markerem.
-Pisz tu dopóki nie będziesz mogła mówić.
Wzięłam od niej rzeczy i zaczęłam pisać to co chciałam powiedzieć. Odwróciłam tablice w ich stronę żeby mogli przeczytać.
-Jak mnie znaleźliście? -Brandon przeczytał. -I co się stało?
-Nie pamiętasz? -spytał Alex.
Pokręciłam głową i zaczęłam znowu pisać:
nie, jedyne co pamiętam to ucieczka i to, że Bruce mnie znalazł.
-Cóż.. prawię cię zabił -odezwał się Justin obojętnym głosem. -Zadusiłby cię na śmierć.
-Powinnaś mu podziękować Lyra, ponieważ jeśli nie byłby w pobliżu.. -Alexis próbowała coś powiedzieć, ale Bieber jej przerwał.
-Nie potrzebuję, żeby mi za cokolwiek dziękowała -syknął zanim wstał z kanapy zdenerwowany.
Czy Justin rzeczywiście mnie uratował? Czy to właśnie próbowała powiedzieć, że on mnie uratował? Poczułam się winna. Zostawiłam go, a on wciąż chciał mnie ratować?
-Myślę, że powinnaś się trochę zdrzemnąć Lyra. Robi się późno -Alex powiedział podchodząc bliżej.
Przytaknęłam i zaczęłam powoli wstawać z kanapy. Pomógł mi przy tym i odprowadził mnie do pokoju.
Wciąż trzymałam przy sobie tablice z mazakiem, gdybym w razie potrzeby, musiała coś powiedzieć Justinowi.
Położyłam się na łóżku i westchnęłam. Napisałam szybko "dziękuję" i pokazałam Alexowi. Skinął głową i wyszedł z pokoju.
Potem przyszedł Justin z wodą i lekami. Położył je na małym stoliku obok łóżka.
-Weź je przed snem. Powinny pomóc -powiedział spokojnie wlepiając wzrok w ścianę na wprost. Nawet na mnie nie spojrzał.
Włożyłam tabletki do ust i popiłam. Czułam jak przelatują mi przez gardło.
Justin rozebrał się do podkoszulki i bokserek. Założył jakieś piżamowe spodnie i wskoczył do łóżka. Zanim zdążył wyłączyć światło, położyłam na nim dłoń powstrzymując go przed tym.
Zaczęłam pośpiesznie pisać, gdy patrzył na mnie zmieszany.
Dlaczego mnie uratowałeś?Spojrzał mi w oczy i wziął ode mnie tabliczkę. Nie sądzę, że chcę rozmawiać. Zaczął pisać.
Odwrócił tabliczkę w moją stronę tak, że mogłam na nią spojrzeć i przeczytać.
Ponieważ jesteś moja, tak jak ci powiedziałem pierwszego dnia, gdy się spotkaliśmy.
Spojrzałam na niego.. Potem zgasił światło i nie mogłam już nic więcej powiedzieć czy napisać. Mogłam tylko leżeć i myśleć dopóki nie zasnę.
Marzę o tym żeby tu nie być.
Marzę o tym żeby ktoś mnie znalazł.
Spojrzałam w okno obok łóżka Justina. Cicho do niego podeszłam i rozejrzałam się po okolicy. Okno znajdowało się dość wysoko nad ziemią. Delikatnie je otworzyłam, wystawiłam nogę i zaczęłam nią szukać najbliższej powierzchni. Powoli stanęłam na krawędzi budynku.
Nie patrz w dół. NIE patrz w dół.
Zaczęłam poruszać się wzdłuż zbliżając się do kolejnego stopnia. Sięgnęłam nogą w dół i prawie się poślizgnęłam. Mój oddech stał się ciężki oraz zaczęłam się mocniej trzymać. Stanęłam na ostatnim stopniu i znalazłam się na krawędzi budynku. Zsunęłam się na ziemię.
Zauważyłam, że zaczęło się ściemniać. Szłam wzdłuż chodnika szukając czegokolwiek lub kogokolwiek.
-Przepraszam.. -powiedziałam do mężczyzny, odwrócił się i uśmiechnął swoimi żółtymi zębami. Ught, taaa zapomnij..
Szłam i szłam aż doszłam do skrzyżowania niedaleko domu Justina. Nie miałam pieniędzy, telefonu czy ubrań, czego więcej chcieć. Również żaden pomysł nie przychodził mi do głowy.
Maaaan, powinnam to przemyśleć.
HAU! HAU! Odwróciłam się szybko napotykając rozgniewanego psa, który był przywiązany do małego słupa obok innego domu. Odsunęłam się od zwierzęcia i szłam dalej, przestraszona, nie zastanawiając się.
-Lyra? -usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się w jego stronę i napotkałam ciemnobrązowe oczy.
Uśmiechnął się rozmarzony.
-To przeznaczenie. Mówiłem ci, że znowu się spotkamy.
Jego rozwiane blond włosy opadały mu na czoło. Spojrzałam na niego krzywo i wywróciłam oczami zirytowana.
-Nie jestem tu by się z tobą spotykać. Uciekam.
-Co się stało? -zapytał zdziwiony. -Ten dupek ci coś zrobił, prawda?
-Bruce, czy jakkolwiek masz na imię, możesz mnie zostawić w spokoju?
Zaczęłam iść przed siebie, ale słyszałam, że podąża za mną. Złapał moją rękę i odwrócił w swoją stronę.
-Daj spokój kochanie, jeśli potrzebujesz mężczyzny, który sprawi, że poczujesz się lepiej to sprawię byś poczuła się lepiej -spojrzałam w jego ciemne oczy.
-Nie potrzebuję cię, żeby czuć się lepiej -wyrwałam moją rękę i starałam się ponownie odejść.
Nagle moje ciało zostało pchnięte na betonowe ogrodzenie, a głowa mocno w nie uderzyła.
-Nie przyjmuję słowa nie jako odpowiedź.
-A co powiesz na taką sugestię? Pierdol się -powiedziałam nie patrząc na niego, gdy próbowałam się wyrwać z uścisku.
Roześmiał się złowieszczo.
-Mam inne plany do których będziesz mogła użyć słowa pierdol -uśmiechnął się zanim chwycił jeszcze mocniej moje ramię.
Pchał mnie wzdłuż alei. Przybliżyłam się do jego ramienia po czym ugryzłam go z całych sił. Szybko mnie puścił krzywiąc się z bólu. Zaczęłam biec w inną stronę czując, że mnie goni.
Próbowałam uciec, ale złapał mnie poprzez owinięcie mi ramienia w okół szyi dusząc mnie. Ściskał mocniej i mocniej moją szyję, a mi co raz trudniej się oddychało. Kiedy mój głos zaczął się załamywać, a puls zwalniać, ciało osunęło się na kolana.
-Jak Bieber mógł z tobą wytrzymać?! -krzyknął.
Próbowałam wołać o pomoc, ale nie mogłam. Mój głos cichły, traciłam tlen. Opadłam całkowicie na ziemię i jedyne co mogłam zrobić to słuchać co się dzieje. Poruszanie się czy nawet patrzenie było w tym momencie za trudną czynnością.
-Co ty do cholery robisz? Czy ci kurwa nie mówiłem, żebyś się do nas nie zbliżał? -usłyszałam głos.
-Sama do mnie przyszła, Bieber -syknął. -Może gdybyś nie był takim śmieciem nie chciałaby od ciebie uciec.
Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam Justina rzucającego się na Bruca. Zaczął go wielokrotnie okładać, jeszcze, jeszcze i jeszcze raz. Po tym moje oczy szybko się zamknęły i jedyne co mogłam widzieć to ciemność.
___
-Czy ona oddycha? -syknął.
-Ledwo.. -ktoś inny powiedział.
Poczułam zimną dłoń na nadgarstku wyczuwającą puls.
-Puls wyczuwalny! -krzyknęła dziewczyna.
-Lyra, no dalej, obudź się -ktoś mówił klepiąc mnie delikatnie po policzkach.
Kaszlnęłam lekko nim powoli podniosłam powieki.
-Dzięki Bogu! -dziewczyna powiedziała z ulgą.
Kiedy całkowicie otworzyłam oczy zobaczyłam zdenerwowane orzechowe spojrzenie wlepione we mnie. Patrzył na mnie tak jakby odchodził od zmysłów. Sprawiał tym, że się stresowałam.
-Gardło mnie bo.. -nie mogłam nic więcej powiedzieć, mój głos się załamał.
-Prawie zginęłaś Lyra, czy ty jesteś kurwa głupia? -syknął Justin wciąż na mnie patrząc.
-Dlaczego wyszłaś? -spytał Alex stojąc obok mnie.
Spojrzałam na nich pytająco.
O cholera. To to nie był sen? To się działo na serio? Spojrzałam na Alexa i Brandona, następnie na Alexis, która siedziała przy mnie na podłodze z ręką na policzku. Potem na Justina. Wszyscy czekali na odpowiedź.
-Umm..
-Ooo świetna odpowiedź -Brandon syknął sarkastycznie.
Wszyscy byli na mnie źli.
Jak mnie znaleźli? I dlaczego straciłam przytomność?
-Jak mnie zn.. -nie mogłam mówić.
Skrzywiłam się zdając sobie z tego sprawę.
-Czekaj chwilę -powiedziała Alexis zanim pobiegła do innego pokoju.
W pomieszczeniu panowała cisza, nikt się nie odzywał. Obserwowałam Justina, który siedział przy mojej klatce piersiowej na krawędzi kanapy, na której leżałam.
Dziewczyna wróciłam minutę później z małą białą tablicą i markerem.
-Pisz tu dopóki nie będziesz mogła mówić.
Wzięłam od niej rzeczy i zaczęłam pisać to co chciałam powiedzieć. Odwróciłam tablice w ich stronę żeby mogli przeczytać.
-Jak mnie znaleźliście? -Brandon przeczytał. -I co się stało?
-Nie pamiętasz? -spytał Alex.
Pokręciłam głową i zaczęłam znowu pisać:
nie, jedyne co pamiętam to ucieczka i to, że Bruce mnie znalazł.
-Cóż.. prawię cię zabił -odezwał się Justin obojętnym głosem. -Zadusiłby cię na śmierć.
-Powinnaś mu podziękować Lyra, ponieważ jeśli nie byłby w pobliżu.. -Alexis próbowała coś powiedzieć, ale Bieber jej przerwał.
-Nie potrzebuję, żeby mi za cokolwiek dziękowała -syknął zanim wstał z kanapy zdenerwowany.
Czy Justin rzeczywiście mnie uratował? Czy to właśnie próbowała powiedzieć, że on mnie uratował? Poczułam się winna. Zostawiłam go, a on wciąż chciał mnie ratować?
-Myślę, że powinnaś się trochę zdrzemnąć Lyra. Robi się późno -Alex powiedział podchodząc bliżej.
Przytaknęłam i zaczęłam powoli wstawać z kanapy. Pomógł mi przy tym i odprowadził mnie do pokoju.
Wciąż trzymałam przy sobie tablice z mazakiem, gdybym w razie potrzeby, musiała coś powiedzieć Justinowi.
Położyłam się na łóżku i westchnęłam. Napisałam szybko "dziękuję" i pokazałam Alexowi. Skinął głową i wyszedł z pokoju.
Potem przyszedł Justin z wodą i lekami. Położył je na małym stoliku obok łóżka.
-Weź je przed snem. Powinny pomóc -powiedział spokojnie wlepiając wzrok w ścianę na wprost. Nawet na mnie nie spojrzał.
Włożyłam tabletki do ust i popiłam. Czułam jak przelatują mi przez gardło.
Justin rozebrał się do podkoszulki i bokserek. Założył jakieś piżamowe spodnie i wskoczył do łóżka. Zanim zdążył wyłączyć światło, położyłam na nim dłoń powstrzymując go przed tym.
Zaczęłam pośpiesznie pisać, gdy patrzył na mnie zmieszany.
Dlaczego mnie uratowałeś?Spojrzał mi w oczy i wziął ode mnie tabliczkę. Nie sądzę, że chcę rozmawiać. Zaczął pisać.
Odwrócił tabliczkę w moją stronę tak, że mogłam na nią spojrzeć i przeczytać.
Ponieważ jesteś moja, tak jak ci powiedziałem pierwszego dnia, gdy się spotkaliśmy.
Spojrzałam na niego.. Potem zgasił światło i nie mogłam już nic więcej powiedzieć czy napisać. Mogłam tylko leżeć i myśleć dopóki nie zasnę.
___
Mój twitter.
Beta.
Mile widziane komentarze :) *informuję o nowych rozdziałach na tt
PS.Przepraszam za wszelkie błędy, ale blogspot się buntuje.
Mój twitter.
Beta.
Mile widziane komentarze :) *informuję o nowych rozdziałach na tt
PS.Przepraszam za wszelkie błędy, ale blogspot się buntuje.
niedziela, 7 kwietnia 2013
05. Bipolarny
-Święta prawda, powinieneś
-dosłownie wysyczał mu w twarz.
-Tylko dlatego, że złamałeś mi nogę
z trzema innymi osobami nie oznacza, że się ciebie powinienem kurwa
bać -odpowiedział Bruce zimnym tonem. Jego wzrok zwrócił się w
moim kierunku, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. -Kim jest ta
laska?
-Jest moja, odpierdol się -odpowiedział Justin.
Przez to, że nazwał mnie jego poczułam mrowienie na całym ciele.
-Jest twoja? Jest za seksowna, żeby być twoją. Najprawdopodobniej ją kupiłeś.
Justin zacisnął szczęki, a jego klatka piersiowa poruszała się nerwowo w górę i w dół. Widać było, że nie jest w nastroju do wysłuchiwania pierdolenia tego kolesia.
-Nie kupił mnie -przerwałam im stając obok Justina. -Poznaliśmy się, a wtedy bing bang boom i zaiskrzyło -uśmiechnęłam się oplatając go ręką wokół talii.
-Zapewne, słońce. Ale jeśli kiedyś Ci się znudzi przyjdź do mnie kochanie. Potraktuję cię lepiej niż ten dupek -powiedział zbliżając się do mnie.
-Bruce, dlaczego po prostu nie odpuścisz zanim Justin ponownie skopie ci dupę? - syknął Brandon.
-Chrzańcie się - machnął ręką zanim zatrzymał swój wzrok na mnie. -Poza tobą piękna. Do zobaczenia - puścił mi oczko po czym klepnął mnie w tyłek i odszedł z dwoma innymi chłopakami.
Moje oczy rozszerzyły się, a usta lekko opadły.
Czy on właśnie klepnął mnie w tyłek?! Serio?
-Jeśli znów zobaczę tego małego skurwysyna przysięgam... - Alexis przerwała Justinowi uderzając go w ramię.
-Twój syn tu jest. Cicho! -powiedziała wskazując głową na Braydona.
-Tatusiu, kto to był? -mały spytał trzymając Justina za nogę. Był tak mały, że ledwo sięgał za jego kolano.
Chłopak ukucnął i zaczął tłumaczyć synowi.
-On jest złym chłopcem, Braydon.
Zachichotałam cicho, bo przecież Justin też był "złym chłopcem". Ale nie sądzę, żeby był zły gdy chodzi o Braydona. Bardzo się o niego troszczy. Nie pozwala by ktoś przy nim przeklinał. Nigdy nie pozwala zobaczyć synowi swojej złej strony, przez co każdy w jego domu również musi dopilnować, żeby Braydon niczego nie widział.
Wyszliśmy z McDonalda, a mnie bardzo zdziwiło, że żaden kierownik czy inny pracownik nas nie zatrzymał, ani nawet nie upomniał za prawie wywołaną bójkę. Może dlatego, że w pobliżu nie było nikogo poza nami. To dziwne, że w tak dużym McDonaldzie można zjeść w spokoju.
Justin znów usiadł za kierownicą, a nie należy on do najlepszych kierowców. Mam na myśli, że jeździ bardzo szybko i w każdej sekundzie mam wrażenie, że jakiś policjant nas zaraz zatrzyma. Zastanawiam się, jak zareagował by Justin jakby go zatrzymała policja? Co byłby zdolny wtedy zrobić? Jeśli byłaby to policjantka najprawdopodobniej przepuściła by go nie dając mu mandatu.
O taaak, tak by pewnie było.
Gdy zaparkował na podjeździe przed domem zdałam sobie sprawę, że jest ładniejszy niż w środku.
-Jest moja, odpierdol się -odpowiedział Justin.
Przez to, że nazwał mnie jego poczułam mrowienie na całym ciele.
-Jest twoja? Jest za seksowna, żeby być twoją. Najprawdopodobniej ją kupiłeś.
Justin zacisnął szczęki, a jego klatka piersiowa poruszała się nerwowo w górę i w dół. Widać było, że nie jest w nastroju do wysłuchiwania pierdolenia tego kolesia.
-Nie kupił mnie -przerwałam im stając obok Justina. -Poznaliśmy się, a wtedy bing bang boom i zaiskrzyło -uśmiechnęłam się oplatając go ręką wokół talii.
-Zapewne, słońce. Ale jeśli kiedyś Ci się znudzi przyjdź do mnie kochanie. Potraktuję cię lepiej niż ten dupek -powiedział zbliżając się do mnie.
-Bruce, dlaczego po prostu nie odpuścisz zanim Justin ponownie skopie ci dupę? - syknął Brandon.
-Chrzańcie się - machnął ręką zanim zatrzymał swój wzrok na mnie. -Poza tobą piękna. Do zobaczenia - puścił mi oczko po czym klepnął mnie w tyłek i odszedł z dwoma innymi chłopakami.
Moje oczy rozszerzyły się, a usta lekko opadły.
Czy on właśnie klepnął mnie w tyłek?! Serio?
-Jeśli znów zobaczę tego małego skurwysyna przysięgam... - Alexis przerwała Justinowi uderzając go w ramię.
-Twój syn tu jest. Cicho! -powiedziała wskazując głową na Braydona.
-Tatusiu, kto to był? -mały spytał trzymając Justina za nogę. Był tak mały, że ledwo sięgał za jego kolano.
Chłopak ukucnął i zaczął tłumaczyć synowi.
-On jest złym chłopcem, Braydon.
Zachichotałam cicho, bo przecież Justin też był "złym chłopcem". Ale nie sądzę, żeby był zły gdy chodzi o Braydona. Bardzo się o niego troszczy. Nie pozwala by ktoś przy nim przeklinał. Nigdy nie pozwala zobaczyć synowi swojej złej strony, przez co każdy w jego domu również musi dopilnować, żeby Braydon niczego nie widział.
Wyszliśmy z McDonalda, a mnie bardzo zdziwiło, że żaden kierownik czy inny pracownik nas nie zatrzymał, ani nawet nie upomniał za prawie wywołaną bójkę. Może dlatego, że w pobliżu nie było nikogo poza nami. To dziwne, że w tak dużym McDonaldzie można zjeść w spokoju.
Justin znów usiadł za kierownicą, a nie należy on do najlepszych kierowców. Mam na myśli, że jeździ bardzo szybko i w każdej sekundzie mam wrażenie, że jakiś policjant nas zaraz zatrzyma. Zastanawiam się, jak zareagował by Justin jakby go zatrzymała policja? Co byłby zdolny wtedy zrobić? Jeśli byłaby to policjantka najprawdopodobniej przepuściła by go nie dając mu mandatu.
O taaak, tak by pewnie było.
Gdy zaparkował na podjeździe przed domem zdałam sobie sprawę, że jest ładniejszy niż w środku.
Mieszkał w ładnej okolicy, w ładnym
domu, ale miał złą pracę i złą reputacje.
Dużo o nim myślę. A jeszcze więcej myślę o Morgan. Kim ona była?
-Gdzie mam schować moje ubrania? -spytałam Justina, gdy weszliśmy do mieszkania z rękoma pełnymi toreb.
-W naszym pokoju jest jedna pusta szafa obok mojej garderoby.
Przytaknęłam zanim zaczęłam się starać ze wszystkich sił wziąć każdą moją torbę i przejść z nimi przez korytarz. Na szczęście Brandon wziął parę ode mnie i odstawił je w pokoju Justina.
-Dzięki - uśmiechnęłam się.
On tylko skinął głową po czym wyszedł.
Spojrzałam na komodę obok garderoby i otworzyłam szuflady. Było tam parę koszulek i jeansów. Damskich.
Co za dupek, każe mi kłaść ubrania w szafie, w której niektóre z jego puszczalskich dziewczyn zostawiły ubrania?! Ten chłopak potrafi mnie poważnie zdenerwować.
Wyjęłam wszystkie ubrania z obrzydzeniem. Rzuciłam je na podłogę obok garderoby i zaczęłam układać swoje ubrania na ich miejsce.
Gdy skończyłam wyszłam z pokoju i poszłam wzdłuż korytarza. Zobaczyłam, że jedne drzwi były uchylone. Zajrzałam przez nie, siedział tam Braydon i bawił się zabawkami. Weszłam do środka z uśmiechem. Jaki on był słodki.
-Hej, mogę się przyłączyć?
-Tak! Możesz mi pomóc zbudować tor dla pociągów? -odpowiedział z wielkim uśmiechem.
-Oczywiście, jestem najlepsza w budowaniu kolejek - powiedziałam i wzięłam parę kawałków.
-Też się nimi bawisz? -spytał.
Roześmiałam się nad tym, że dzieci myślą, że starsi też się bawią zabawkami. Pokiwałam głową.
-Cały czas bawiłam się w to z moim małym kuzynem.
Zaczęłam łączyć drewniane kawałki ze sobą, a po chwili razem utworzyliśmy wielką kolejkę w kształcie koła. Chłopiec położył na niej wszystkie swoje małe pociągi i jeździł nimi w koło.
-Jej! Dzięki Lyra -powiedział przytulając mnie dość mocno jak na swoje siły.
-Nie ma za co kochanie. Mogę się z tobą bawić kiedy tylko zechcesz - powiedziałam łaskocząc go po brzuchu dopóki malec nie zaczął się śmiać.
-Hey Lyra, Justin cię woła -powiedział Alex stojąc w drzwiach.
Wstałam i poprawiłam ubrania. Braydon zaczął ciągnąć mnie za rękę.
-Lyra! Nie idź! Dopiero co zaczęliśmy się bawić - błagał.
-Aww wiesz jak bardzo chciałabym tu zostać, ale twój tata mnie potrzebuje.
Braydon prawie płakał kiedy mu mówiłam, że zaraz wrócę. Poczułam się strasznie źle, że musiałam go zostawić.
Przeszłam przez korytarz i weszłam do pokoju, w którym był Justin.
Zamknęłam za sobą drzwi i stałam tam patrząc na niego niecierpliwie.
-Co chciałeś? -spytałam starając się brzmieć jak najmniej chamsko.
Nagle jego usta znalazły się na moich. Popchnął mnie na zamknięte drzwi i całował mnie w sposób w jaki zawsze to robi. Jego język wręcz się prosił o to żeby znaleźć się w mojej buzi, strasznie napierał. Co miałam zrobić? Byłam zmuszona mu pozwolić. Oplotłam ręce wokół jego szyi, a on docisnął mnie jeszcze bardziej do drzwi.
Jego klatka piersiowa znajdywała się na mojej gdy się całowaliśmy. Byłam ściśnięta pomiędzy nim a drzwiami, wiec nawet gdybym chciała to nie mogłabym się ruszyć. Podniósł mi nogi, a ja oplotłam je wokół jego bioder. Trzymał mnie, a minutę później leżałam na kocu, zdałam sobie sprawę, że byliśmy na jego łóżku.
Przenieśliśmy się do leżącej pozycje, a on wciąż nie przestawał mnie całować. Zaczął zdejmować moją koszulkę.
-Nie -udało mi się wykrztusić z siebie powstrzymując go.
Przestał mnie całować i spojrzał na mnie tymi swoimi orzechowymi oczami. Wyrażały gniew i zmieszanie.
-Co?
-Nie. Nie będę się z tobą kochać -powiedziałam jasno opuszczając moją koszulkę.
-Dlaczego? -spytał wciąż patrząc w moje oczy.
Dużo o nim myślę. A jeszcze więcej myślę o Morgan. Kim ona była?
-Gdzie mam schować moje ubrania? -spytałam Justina, gdy weszliśmy do mieszkania z rękoma pełnymi toreb.
-W naszym pokoju jest jedna pusta szafa obok mojej garderoby.
Przytaknęłam zanim zaczęłam się starać ze wszystkich sił wziąć każdą moją torbę i przejść z nimi przez korytarz. Na szczęście Brandon wziął parę ode mnie i odstawił je w pokoju Justina.
-Dzięki - uśmiechnęłam się.
On tylko skinął głową po czym wyszedł.
Spojrzałam na komodę obok garderoby i otworzyłam szuflady. Było tam parę koszulek i jeansów. Damskich.
Co za dupek, każe mi kłaść ubrania w szafie, w której niektóre z jego puszczalskich dziewczyn zostawiły ubrania?! Ten chłopak potrafi mnie poważnie zdenerwować.
Wyjęłam wszystkie ubrania z obrzydzeniem. Rzuciłam je na podłogę obok garderoby i zaczęłam układać swoje ubrania na ich miejsce.
Gdy skończyłam wyszłam z pokoju i poszłam wzdłuż korytarza. Zobaczyłam, że jedne drzwi były uchylone. Zajrzałam przez nie, siedział tam Braydon i bawił się zabawkami. Weszłam do środka z uśmiechem. Jaki on był słodki.
-Hej, mogę się przyłączyć?
-Tak! Możesz mi pomóc zbudować tor dla pociągów? -odpowiedział z wielkim uśmiechem.
-Oczywiście, jestem najlepsza w budowaniu kolejek - powiedziałam i wzięłam parę kawałków.
-Też się nimi bawisz? -spytał.
Roześmiałam się nad tym, że dzieci myślą, że starsi też się bawią zabawkami. Pokiwałam głową.
-Cały czas bawiłam się w to z moim małym kuzynem.
Zaczęłam łączyć drewniane kawałki ze sobą, a po chwili razem utworzyliśmy wielką kolejkę w kształcie koła. Chłopiec położył na niej wszystkie swoje małe pociągi i jeździł nimi w koło.
-Jej! Dzięki Lyra -powiedział przytulając mnie dość mocno jak na swoje siły.
-Nie ma za co kochanie. Mogę się z tobą bawić kiedy tylko zechcesz - powiedziałam łaskocząc go po brzuchu dopóki malec nie zaczął się śmiać.
-Hey Lyra, Justin cię woła -powiedział Alex stojąc w drzwiach.
Wstałam i poprawiłam ubrania. Braydon zaczął ciągnąć mnie za rękę.
-Lyra! Nie idź! Dopiero co zaczęliśmy się bawić - błagał.
-Aww wiesz jak bardzo chciałabym tu zostać, ale twój tata mnie potrzebuje.
Braydon prawie płakał kiedy mu mówiłam, że zaraz wrócę. Poczułam się strasznie źle, że musiałam go zostawić.
Przeszłam przez korytarz i weszłam do pokoju, w którym był Justin.
Zamknęłam za sobą drzwi i stałam tam patrząc na niego niecierpliwie.
-Co chciałeś? -spytałam starając się brzmieć jak najmniej chamsko.
Nagle jego usta znalazły się na moich. Popchnął mnie na zamknięte drzwi i całował mnie w sposób w jaki zawsze to robi. Jego język wręcz się prosił o to żeby znaleźć się w mojej buzi, strasznie napierał. Co miałam zrobić? Byłam zmuszona mu pozwolić. Oplotłam ręce wokół jego szyi, a on docisnął mnie jeszcze bardziej do drzwi.
Jego klatka piersiowa znajdywała się na mojej gdy się całowaliśmy. Byłam ściśnięta pomiędzy nim a drzwiami, wiec nawet gdybym chciała to nie mogłabym się ruszyć. Podniósł mi nogi, a ja oplotłam je wokół jego bioder. Trzymał mnie, a minutę później leżałam na kocu, zdałam sobie sprawę, że byliśmy na jego łóżku.
Przenieśliśmy się do leżącej pozycje, a on wciąż nie przestawał mnie całować. Zaczął zdejmować moją koszulkę.
-Nie -udało mi się wykrztusić z siebie powstrzymując go.
Przestał mnie całować i spojrzał na mnie tymi swoimi orzechowymi oczami. Wyrażały gniew i zmieszanie.
-Co?
-Nie. Nie będę się z tobą kochać -powiedziałam jasno opuszczając moją koszulkę.
-Dlaczego? -spytał wciąż patrząc w moje oczy.
-Spotkaliśmy się raptem dwa dni temu.
Nie będę uprawiać seksu z kimś obcym.
-Wiesz, nie sądzę, że ktoś kto kupił ci całą nową szafę ubrań i ktoś z kim mieszkasz powinien być nazywany obcym -syknął.
-Porwałeś mnie. Zmuszasz mnie do mieszkania tutaj, więc mogę cię nazywać jak mi się podoba -powiedziałam zdenerwowana.
Nagle mój lewy policzek poczuł całkiem ładne, mocne uderzenie. Może na to zasłużyłam. Zaczęło mnie piec, poczułam jak ciepło z policzka przechodzi po całym moim ciele. Nie chciałam na niego patrzeć. Miałam cały czas zamknięte oczy.
-Nie możesz mnie nazywać jak ci się żywnie podoba, dziwko -krzyknął zanim poczułam kolejne uderzenie na policzku. Ten drugi bolał jeszcze bardziej.
Wstał po czym zatrzasnął z hukiem drzwi opuszczając pokój.
-Wiesz, nie sądzę, że ktoś kto kupił ci całą nową szafę ubrań i ktoś z kim mieszkasz powinien być nazywany obcym -syknął.
-Porwałeś mnie. Zmuszasz mnie do mieszkania tutaj, więc mogę cię nazywać jak mi się podoba -powiedziałam zdenerwowana.
Nagle mój lewy policzek poczuł całkiem ładne, mocne uderzenie. Może na to zasłużyłam. Zaczęło mnie piec, poczułam jak ciepło z policzka przechodzi po całym moim ciele. Nie chciałam na niego patrzeć. Miałam cały czas zamknięte oczy.
-Nie możesz mnie nazywać jak ci się żywnie podoba, dziwko -krzyknął zanim poczułam kolejne uderzenie na policzku. Ten drugi bolał jeszcze bardziej.
Wstał po czym zatrzasnął z hukiem drzwi opuszczając pokój.
___
I jest kolejny (:
Mój twitter i bety :3
Wszelkie opinie możecie zostawiać w komentarzu lub napisać mi na twitterze.
Informuję tylko przez twitter.
I jest kolejny (:
Mój twitter i bety :3
Wszelkie opinie możecie zostawiać w komentarzu lub napisać mi na twitterze.
Informuję tylko przez twitter.
Subskrybuj:
Posty (Atom)